czwartek, 11 lutego 2016

# 5 – SEATTLE – LABIRYNT PODZIEMNEGO MIASTA

                                                  
cpt. Roman Miciński  
...ZABIORĘ WAS ® :

© cpt.Roman Miciński-( na podstawie książki Bill Speidel  “Sons of Profits” )
                      Jeżeli pierwsi pionierzy osiedlający się w miejscu, w którym dziś wznosi się majestatycznie miasto Seattle(stan Waszyngton-USA) wyznawali jakakolwiek wiarę –to była to wiara w dolara i to takiego, który mógłby być zdobyty szybko..jak najszybciej. Byli, więc typowymi, nie tylko dla tych czasów - “Synami (szybkiego) zysku”.
                       Deszczowy listopad 1851 roku był świadkiem przybycia do południowej części zatoki Puget, grupy 27 osadników, zwanej drużyna Daniego.Arthur Danny, ich przywódca-był święcie przekonany, że odkrywa całkowicie nowe nieznane cywilizacji tereny i właśnie ze swoim przybyciem rozpoczyna historie nowego miasta, nazwanego później Seattle, ale mężczyzna nazywany Doc Mayard był tutaj przed nim, ze swoim zwiadem ludzi, przemierzył już wcześniej te tereny. I podobnie jak teraz , mimo że niezauważenie dla obu grup przybyszów –śledziły ich czujne oczy miejscowych Indian –zamieszkujących te tereny od 6 tysięcy lat. Dla Indian, był to tez niewątpliwie dobry temat do żartów- widok już drugiej w krótkim czasie wyprawy obcych- ubłoconych po pachy i lądujących w najgorszym do tego celu wybranym miejscu na ich, Indian-Matce Ziemi, która –jeśli dobrze rozpoznana i obłaskawiona przez miejscową cywilizację-dostarczała im hojnie wszystkiego, czego do życia potrzebowali.
                     Artur Denny widział to kompletnie innymi oczami. Może miejsce lądowania było najgorszym w całej wielkiej zatoce Puget, może, wznoszący się na 60 mtr.nad wąskim paskiem dobrej, niezalewanej przypływami ziemi, gęsto porośnięty lasem, klif straszył niedostępnością, a błotnista wielka na 600 hektarów plaża, skutecznie odcinała swobodny dostęp do głębokiej wody w zatoce Elliota-, ale nawet z tego kawałka płaskiej ziemi mógłby, przy odrobinie szczęścia wydusić parę dolarów. W końcu drzewa z klifu się zetnie, sprzeda, zepchnie do wody i wywiezie przez głęboka zatokę Elliota, a przecież to on Denny będzie dyktował ceny za wszystko. Tak wiec Denny założył miasteczko kilku drewnianych domków, w których drwale mogli się schronić-na malej wysepce tuż przy późniejszym skwerze Pionierów- łatwym do znalezienia na dzisiejszej mapie miasta. Wielkość wysepki to raptem 200 na 100 mtr-ale Denny dokonał pomiaru …przy niskiej wodzie odpływu i kiedy przy wyższym niż codzienny przypływie wysepka zmalała – oczyszczony w międzyczasie z drzew klif posłużył do..jej zasypania, a lekkie drewniane domki przeniesiono już na nieco wyższy teren.(Dzisiejszy Skwer Pionierów, Hala widowiskowa i dwa stadiony-stoją właśnie na tej zasypanej części zatoki Elliota).
                   Artur Denny oczywiście potrzebował nie tylko siły roboczej, ale także logistycznej pomocy-która niespodziewanie pojawiła się ze strony “Doc” Mayarda( Davida Swinsona-jak brzmiało jego prawdziwe nazwisko) - który podobnie jak Artur Denny pochodził z amerykańskiego środkowego zachodu. Ale na miejscu pochodzenia, ich podobieństwa się kończyły- wszystko inne ich różniło. Denny –był niedoświadczonym 29 letnim „gorącym” zdobywcą-chciał szybkich pieniędzy, …ale niewielu innych przybyszów było stać na oferowane przez niego drogie działki ziemi w “San Francisco Północy”- jak reklamował Seattle. Nie ma sprzedaży – nie ma zysków…
                  Popiersie Wodza “Seattle” na Skwerze Pionierów – Seattle (foto autora)
Natomiast 42 letni Doc Mayard miał kompletnie inna filozofię biznesu. Przewidział ze wielkie zyski przyjdą później-kiedy już prawdziwe miasto zostanie zbudowane. Więc.. wziął się za robotę..Wiedział ze tylko dobre stosunki z Indianami pomogą je zbudować-respektował ich zwyczaje- więcej, nowe miasto postanowił nazwać „Seattle“-imieniem wodza Indian - który szybko został jego wiernym przyjacielem.Mayard swoja część ziemi sprzedawał dużo taniej niż Denny, często tez oddawał za darmo fachowcom, których rosnące w oczach miasto rozpaczliwie potrzebowało.Tak to wizji Doca Mayarda ,młode Seattle zawdzięcza swój rozwój.
                   “Ziemia za darmo”- w 1853 roku przywiodła do miasta Henry Yeslera, zaś napędzany parą wielki tartak wkrótce przez niego sprowadzony, przyniósł miastu pierwsze większe pieniądze.Odtąd czarne, ciężkie dymy mieszające się z mgła zatoki, powstałe z kotła tartaku, oznaczały szybkie dostawy świeżych desek, tak potrzebnych do budowy domów, sklepików i kościołów nowo powstałego siedliska.Yesler wprowadził też do miasta nowy sposób jego zarządzania- w dzisiejszych czasach nazywany KORUPCJĄ. Zarządzający również okolicznymi terenami Yesler, wybierany trzykrotnie na burmistrza (mayora) -skutecznie zwiększał zasobność głównie swojego bankowego konta, unikał podatków i zarządzał miastem droga rozboju, linczu I rozpusty. Mieszkańcy Seattle z uporem wartym lepszej sprawy- wybierali go na swojego kolejnego w kadencji burmistrza, ( aby w końcu upamiętnić jego zasługi dla miasta nazwa alei jego imienia lecząca zatokę Elliott z Jeziorem Waszyngtona, a przecinająca najstarszą-pionierską dzielnice miasta).Spis z 1865 rok ujawnił już 350 stałych mieszkańców miasta ciągle skupionych w pobliżu miejsca pierwszego siedliska pionierów.
Skwer Pionierów
                     W celu zwiększenia przychodów miasta w końcu w 1887 roku zrobiony następny spis ludności , ujawnił, że zadziwiająca liczbę 10% populacji stanowią “szwaczki” i “praczki”, czyli-przez przypadek, głownie młode niezamężne kobiety … zajmujące się szyciem i produkcją odzieży..która to odzież w miasteczku drewnianych domków powstałych w okolicy jedynego tartaku –była sprowadzana, jak większość towarów, droga morską. Fakt ten wydał się radcom miejskim co najmniej dziwny, tym bardziej –co też wykazał spis-mieszkały one w niewielkim kwartale domków wzdłuż dzisiejszej ulicy Occidental.Rada miejska zdecydowała więc bliżej przyjrzeć się sprawie i wydelegowała specjalna, składająca się z samych mężczyzn komisje. Wnikliwe, przeszło 3 tygodniowe dochodzenie ujawniło, że w wyżej wymienionym kwartale miasta - nie znaleziono ani jednej..maszyny do szycia. Dla ścisłości igieł do szycia ręcznego też nie znaleziono zbyt wiele. Po następnych tygodniach negocjacji-w które włączono nobliwa Madame Lou Graham- najwyraźniej osobę wielce szanowana w tych rejonach miasta, a później najbogatsza z jej mieszkanek-szef komisji taksacyjnej “d.s. szwaczek i praczek “ urzędu miasta- -sam nieodrodny Syn Szybkiego Zysku- przekonał radnych miasta o wprowadzeniu podatku dla tych młodych kobiet, podatku..od braku maszyn do szycia. Pozwolił formalnie na ich pozostanie w mieście-pod warunkiem jego terminowej opłaty.Ten podatek w krótkim czasie stanowił  89%operacyjnego budżetu miasta Seattle. W ten sposób –jedyna prawdziwa fabryka w okolicy-parowy tartak, przestał być największym biznesem miasta.
                      Niemniej dla rozwoju miasta pila tartaczna była najważniejsza. Codziennie wypełnione po brzegi trocinami i pyłem drzewnym, ciągnięte przez konie wozy zrzucały swój ładunek na ulice, w desperacji próbując zasłonić i wypełnić, co rusz powstające od kół koleiny, zasypać kałuże brudu i ścieków powstające z powodu..braku miejskiego systemu odwadniania. Kiedy padało-a Seattle jest do dzisiejszego dnia słynne z raczej mokrej pogody –wyprzedzając pod tym względem zdecydowanie Londyn, konie zapadały w tej mieszaninie błota , ścieków i trocin..po same szyje, wozy zaś blokowały jakikolwiek ruch miejski. Niektóre kałuże i zapadliska, szczególnie na skrzyżowaniach ulic, stały się tak duże ze miasto zaczęło nadawać im nazwy -np.słynna dziura na rogu ulicy Jacksons i 3-ciej alei otrzymała nazwę Wielkiej Dziury Jacksons, zaraz jak tylko osiągnęła wielkość 7 metrów, na 5 metrów, z imponująca jak na ważna ulice miasta głębokością 2.8 metra. 8-letni chłopiec próbujący ja przebyć na zaimprowizowanej tratwie-utonął - co wielkimi literami potwierdziły gazety następnego ranka. Dla miejskich interesów nie była to zbyt chwalebna wizytówka, tym bardziej ze pierwsze strony gazet zapełniły się cynicznie ofertami obowiązkowej nauki..pływania dla wszystkich powyżej 6 roku życia i żądaniem wprowadzeniem kół ratunkowych dostępnych na każdym rogu ulicy.
                   Prawdziwa przyczyna powstania podziemnej części miasta Seattle zapoczątkowana była w 1881 wprowadzeniem nowoczesnych toalet grawitacyjnych. Odprowadzenia fekaliów z toalet pracowały fantastycznie, tak długo, jak długo trwał odpływ morza w pobliskiej zatoce Elliota. Gdy przychodził przypływ-stawały się zaworami bezpieczeństwa narastającego ciśnienia-wytryskując tak w domach, jak i na ulicach, jak gejzery przypominające wybuch wulkanu Mount St.Helens, ale tym razem składający się z nieoczyszczonych ścieków. Tak wyglądało Seattle na swoje 35 urodziny -skorumpowani politycy, dzieci i konie tonący w ściekach na każdym rogu ulicy, prostytucja będąca głównym biznesem miasta i w końcu gejzery odchodów pokaźnego miasta, tryskające z toalet dwa razy dziennie, w rytm przypływów morza. Rozwiązanie tych strasznych zaniedbań i problemów..przyszło samo i to przez wypadek.
Drewniane Seattle przed pozarem i dzien po..
                                6 Czerwca 1889 roku, Seattle spaliło się niemal całkowicie, aż do gołej ziemi. Ogień szalał przez 12 godzin, niszcząc całe śródmiescie.Szkody oszacowane następnego dnia wyniosły nie mniej niż 15 milionów dolarów-IXX- wiecznych dolarów. Całkowitemu spalenie uległo 44 kwartały głownie drewnianej zabudowy i wymazało z Historii 35 lat błędów i wypaczeń w planowaniu miasta, wiec tragedia była jednocześnie aktem bożej gniewu, łaski i oczyszczenia. Niepotwierdzone dane mówiły o śmierci 2 ofiar i ponad miliona szczurów. Jeszcze w trakcie pożaru-co bardziej przedsiębiorczy Synowie Szybkiego Zysku, w miarę jak pożar się rozprzestrzeniał…próbowali sprzedać swoje budynki. Znana jest historia jednego biznesmena, który zmienił w czasie pożaru 3 krotnie miejsce swojego biura. Zdecydowanie dzień 6 czerwca, nie był dniem chwały strażaków z Seattle- ich komendant był akurat na wizycie w…San Francisco, system rurociągów wody pożarowej całkowicie zawiódł, a próba wysadzenia dynamitem niezajętych pożarem domów w celu ograniczenia zasięgu pożaru-skończyła się huraganem ognia, kiedy to wysadzane w powietrze budynki rozrzucały zarzewia ognia na całkowicie niezajęte pożarem kwartały miasta.Nie wypada nie wspomnieć, że większość strażaków i mieszkańców miasta, bardziej przykładało się do ratowania magazynów z whisky ,tocząc wzdłuż płonących ulic beczki z cennym trunkiem ,niż do walki z pożarem.
                      Następny dzień po pożarze odsłonił obszar zniszczeń-wydawał się końcem historii miasta i wszystkiego, co z nim związanie. Wtedy stał się nieomal cud-jak Sfinks z popiołów całkowicie nowa, jakość wypłynęła na powierzchnię w postaci solidarności ludzi, niesamowitej woli w odbudowie miasta i kreacji nowych liderów-osób, które wiedziały jak i za co można to zrobić. Spotkanie pogorzelców odbyło się oczywiście na otwartej przestrzeni bo tylko taka została z tego miasta błędów i grzechu. Narodził się plan żeby rozwiązać problem miejskich ścieków przez spłukanie silnymi strumieniami wody, ziemi z górujących na miastem klifów wprost do zalewanych przypływami płycizn, tworząc naturalny spadek, dla nowo zaplanowanych od początku systemów kanałów dla ścieków i deszczówki-systemu całkowicie już odpornego na przypływy morza. Później-nowe, już odporne na ogień miasto, zbudowane z kamienia, wyższe i nowoczesne mogłoby powstać na tym podwyższonym i bardziej suchym terenie. Plan był prawie perfekcyjny, miał tylko dwie podstawowe wady- raz że zabrałoby to długie lata, a dwa kosztowałby sumy pieniędzy, które ani miasto, ani prywatni inwestorzy-właściciele miejskich działek, nigdy na oczy nie widzieli. Powyższe problemy spowodowały ze Synowie Szybkiego Zysku usztywnili swoje stanowiska i w trosce przed utrata profitów, z gwałtownego entuzjazmu w odbudowie spalonego miasta, zdecydowali zrealizować ustalone plany, ale w odwrotnej niż wskazywałaby logika kolejności.
 Powielany projekt kamienicy ceglanego Seattle-z widoczna dolna częścią(brak ozdobień) izaprojektowana górna(zdobienia) na wysokości planowanych, podniesionych ulic.
                      Inwestorzy prywatni nie przejmując się zaleceniami rady miasta –w międzyczasie przekształconej w biznesowe przedsiębiorstwo- natychmiast wrócili na swoje działki i praktycznie z marszu zaczęli stawiać, na gorących jeszcze zgliszczach, budynki, które powielały projekty z dwoma głównymi wejściami-na wysokości parteru i drugie na wysokości 1-szego pietra. Oczywiście, że ze względów praktycznych ornamentyka wiktoriańska zastrzeżona była dla bardziej reprezentacyjnego   1-szego pietra-natomiast w dole na poziomie spalonej ulicy, otwierano natychmiast poprzednie biznesy. Pieniądze i nowi przybysze zaczęli z powrotem dużym strumieniem napływać do Seattle- większość nowych budynków spalonej, najstarszej części miasta skupionej wokół skweru Pionierów-zostało zbudowanych do 3 lat po pożarze. W końcu zarząd miasta przerwał szuflowanie papierów miedzy biurkami, a na poważnie zabrał się za szuflowanie ziemi. Kiedy już większość nowych budynków była wybudowana na prywatnych działkach miejskich grunt zaczął gwałtownie rosnąć.. i to dosłownie…wokół budynków na alejach i ulicach, które w całości należały do miasta. Aby uniknąć kolejnej katastrofy- miasto wybudowało siec murów oporowych wzdłuż ulic, i kierowało uzyskana z niwelowanych wzgórz ziemię między nie, podnosząc poziom ulic od 3 do..9 metrów ponad ich oryginalny poziom, jednocześnie kładąc siec rur, kanałów dla ścieków i deszczówki w nowo powstałej przestrzeni. Kolejny raz Seattle wykonało sobie strzał w kolano- mieszkaniec, aby dostać się na druga stronę ulicy miał w zasadzie dwie drogi- mogł wejść na parterze do swojego budynku-wspiąć się schodami na 1 piętro i wejściem na tym poziomie, przeciąć ulice, dostać się do budynku naprzeciw i wewnętrznymi schodami dostać się z powrotem na poziom spalonego miasta. Żeby odwiedzić bank, sklep lub fryzjera, była tez inna droga pokonania ściany z kamienia podtrzymującej ulice będąca ok. 8 nad głowa -można było z poziomu chodnika zadłuż domów wspiąć się po umieszczonej na każdym rogu drabinie, przeciąć ulice i schodząc znów po drabinie, osiągnąć sklepy po drugiej stronie. Zaprawieni w bojach z przeciwnościami pionierzy-gentlemani Seattle, zaakceptowali te drobne niedogodności, gorzej było z damami w ciasnych, ciężkich sukniach epoki wiktoriańskiej, że nie wspomniemy o koniach- ówczesnym podstawowym środku lokomocji, którym to zaakceptowanie tak urządzonego miasta nie przychodziło już łatwo. Wydawało się niemożliwe żeby konie zaakceptowały istniejące drabiny.Porblemem były też poruszające się w ruchu miejskim ciężkie wozy - 8 metrów ponad głowami przechodniów powodowały większa nerwowość, u ludzi i u koni. Ulice wysoko nad głowa spowodowały też, ze raczenie się trunkami w saloonach stało się dużo większym hazardem- aż 17 mieszkańców będących w stanie…znalazło swą śmierć próbując pokonać wysokie drabiny na rogach ulic.
Aktualny  widok podziemnego miasta(zdjęcie autora)
           W końcu miasto powoli zaczęło dorastać do przeniesienia się na ten wyższy –na poziomie pierwszych pięter, poziom życia, konstruując wpierw chodniki używane współcześnie i zamykając łukowatymi stalowymi konstrukcjami przerwy miedzy ulica, a ścianami budynków, budując świetliki w celu doświetlenia starych ulicznych chodników i przenosząc stopniowo wszystkie biznesy na współczesny poziom, pozostawiając to podziemne miasto spelunkom, bezdomnym, taniej prostytucji i szczurom, których nigdy nie potrafiono się pozbyć.
          Gorączka złota w Klondike w 1897 roku przyspieszyła  proces odnowy miasta–przez miasto przetoczyło się tysiące poszukiwaczy złota, szukających wyposażenia na trudna wyprawę na północ, głownie mężczyzn, dla których była to ostatnia szansa na zaopatrzenie, rozrywkę, jak również pierwsze miejsce gdzie mogli sprzedać pozyskane nuggety złota.Seattle według ostrożnych rachunków zyskało 100 milionów dolarów-fortunę jak na owe czasy. W 1907 roku plaga czarna śmierci wybuchła w mieście, uznany expert Dr.Borns próbując z nią walczyć całkowicie odizolował 30 budynków w mieście włączając w to budynek zdrowia publicznego, następnie kazał zabetonować wciąż używane drewniane podesty wzdłuż budynkowi te na poziomie zerowym i te na wysokości
 1-szego pietra, wszystko, aby zlikwidować plagę szczurów słusznie podejrzanych o roznoszenie choroby. W końcu w desperacji przeforsował uchwale zgodnie z którą miasto płaciło 10 centów..za każdy przyniesiony szczurzy ogon…wydawało się ze tak radykalne środki przyniosą efekty..do czasu aż w krótkim czasie to sieroty i dzieci ulicy- nieodrodni „synowie profitu”- zaczęli …hodować szczury dla zysku...   
Skwer Pionierów – początek XX w. i współcześnie














             Podziemne miasto przeżywało później swoje okresy aktywności-opiumowej,nielegalnych wyszynków whisky, kasyn, loterii, czy taniej prostytucji, czy wreszcie aż do współczesności - ostoi dla bezdomnych. Cokolwiek wartościowego pozostało w tych podziemiach, z biegiem czasu przenosiło się na wyższe poziomy budynków ustępując miejsca szarej i czarnej strefie aktywności miejskiej. W skali pojedynczych budynków stawał się ten poziom składowiskiem rzeczy niechcianych, wyrzuconych i po prostu śmietniskiem historii w dosłownym i przenośnym tego słowa znaczeniu.                      


Świetliki podziemnego miasta(zdięcie autora)
         Dopiero rok 1965 wraz z otwarcie podziemnej trasy turystycznej przywrócił częściowo zainteresowanie miasta własnym podziemiem i historią, oraz pomógł w walce o oszczędzenie większości historycznych już budynków z kwadratu Pionierów.Niemniej jednak większość tego podziemnego miasta wciąż zapełniają duchy historii-jak na przykład duch ostatniego z zamordowanych kasjerów banku mającego na tym poziomie jedyny kantor w USA skupujący złoto przez 24 godziny na dobę, duch panny młodej zaginionej w dzień ostatniego ślubu udzielonego w podziemnym mieście, czy dziewczynki zjedzonej przez szczury wciąż szukającej w podziemiach ostatniej ze swych łapek. Dzisiaj tylko rządne wrażeń grupy turystów, przemykają się w pomrokach chodników podziemnego miasta, wyłaniając się z mroków w czasie przechodzenia pod wciąż pozostawionymi we współczesnych chodnikach miasta świetlikami leczącymi świat podziemny, z tym historycznym, i straszą wciąż obecne szczury, które są ciągle prawdziwymi panami tego podziemnego świata.

Panorama współczesnego Seattle(fot autora)
 © cpt.Roman Miciński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz