sobota, 15 lipca 2017

# 64 GWATEMALA - RIO DULCE – ZLOTEM I MIODEM PLYNACA..

 cpt. Roman Miciński






..ZABIORĘ WAS ® :

© cpt.Roman Micinski __________________________________________________________


Nigdy nie opedzaj się od pszczoly,kiedy wisisz na drabinie….



Zdiecie:Andrew Newey


Ta madrosc ludowa w ogole nie zaprzatala moich mysli, kiedy wreszcie,bo po latach omijania często duuzym lukiem, udalo mi się trafic do Gwatemali. A tak dokladnie do jej najwiekszego portu-Puerto Barrios-przyznacie niezbyt  imponujacego -  jedna keja na , z gora, dwa oceaniczne statki…
 


Calostatkowy ladunek zwijanej w role blachy stalowej-gwarantowal kilkudniowy postoj, a  odbiorca w osobie Mark’a,Belga z pochodzenia, okazal się sympatycznym kompanem ,z jedna jeszcze wielka zaleta- wlasnie kupil nowego SUV’a ,który koniecznie musial być sprawdzony w terenie, najlepiej  w wyzszych gorach, gdzie dokuczliwy upal dusznych od wilgoci tropikow, już nie siegal,a drogi były wystarczajaco wyboiste…;o)) Jego mlodziutka zona niestety nie mogla nam towazyszyc w wyprawie-Mark’a nienarodzony syn moglby na wertepach urodzic się zbyt wczesnie.Tak wiec, po skosztowaniu prawie wszystkich specjalow z owocow morza dostepnych w restauracji drewnianego,pamietajacego chyba czasy kolonialne, hotelu , o którego werandy doslownie rozbijaly się fale Morza Karaibskiego…byliśmy gotowi do drogi.

Tak –potwierdzam –klimat gorski Gwatemali jest calkowicie znosny dla Europejczyka-pomimo ciaglego upalu, wilgotnosc spada znaczaco , a atrakcje blotnistej ” drogi” w pelni sa warte wysilku… owego jeepa z napedem na 4 kola – w koncu droga prowadzi przez  tropikalny las deszczowy ,pelny atrakcji wartych wszystkich wysilkow!!!.


 




  

Na jej koncu,a raczej nagle wśród bezdroza ,na sporej już wysokosci nad poziomem morza, gdzie swiezy powiew wiatru pozwalal normalnie oddychac- znalezlismy się w bardziej ucywilizowanej czesci buszu i w … hacjendzie,serdecznie witani i goszczeni..W koncu Markos niecodziennie zjawial się tam z „gringo”-obcokrajowcem(„wolne”-bardzo „ wolne” tlumaczenie..;o)).To wlasnie tam -w nieco chlodniejszych niż wybrzeze gorach, popijac zimna… Cuba Libre -wysluchalem szczegolow nielatwej histori szczególnie tego,okolicznego obszaru Gwatemali i zobaczylem reprint belgijskiej mapy kolonizowanego obszaru.




 Belgijska mapa Cerro San Gil z czasow ok. 1840 – gory ciagnace się przez polowe Gwatemali ,bedace aktualnie scislym rezerwatem- cel naszej samochodowej wycieczki.


Obszar zwany wtedy Santo Tomas stal się miejscem Europejskiego osadnictwa,a dokladnie obszarem dzialania prywatnej Belgijskiej Kompani Kolonizacyjnej, która majac protektorat krola Belgi Leopolda I , w majestacie prawa (za zgoda Gwatemalskiego Parlamentu), zastapila firme brytyjska  dzialajaca i..upadla z przyczyn… klimatycznych.Gwatemala splacala w ten sposob dlug wdziecznosci za pomoc Rafaelowi Carrera, pozniejszemu Prezydentowi ,w zdobyciu wladzy i panstwowej niepodleglosci. Zreszta podobnie jak brytyjczycy,Belgowie, nekani endemiczna w tym regionie zolta febra i malaria, zapelnili grobami belgijski cmentarz kolo Matiaz de Galvez (dzialajacy az do 1960 roku!),mimo ze  dzialalnosc firmy była zawieszona juz w 1854 roku.

Ogladajac ta historyczna  mape , moja uwage zwrocilo jezioro Isabal , i mniejsze -lezace blizej morza - jezioro Golfete ,oraz laczaca je – jak szybko się dowiedzialem od gospodarzy naszego milego wieczoru w gorach,  bardzo ciekawa ,dzika , ale necaca przyroda, historia i indianskimi wioskami na palach, rzeka o „slodko” brzmiacej nazwie Dulce…

Mark, który przyzwyczail się już do mysli o naszym zaplanowanym na nastepne 2 dni, wypadzie do Quiriguá-ruiny miasta Majow.. natychmiast stracil humor. W koncu na rzeke ….nie można wybrac się , nawet najnowszym jeepem ,a jego wrodzony strach przed woda (kreujacy mnie , marynarza wielkich wod,na co najmniej bohatera w jego oczach),wykluczal go z wyprawy. Im wiekszy widzialem opor w jego oczach - tym bardziej podobala mi się mysl wybrania się super szybkia lodzia na wyprawe – wpierw około 14 mil morskich, brzegiem morza do Livingstone-miasta u ujscia Rio Dulce, a potem w gore tej nieprzewidywalnej rzeki. Przyznac musze, ze dopiero obietnica wykorzystania kolejnego - ostatniego już dla mnie dnia w Gwatemali ,na raid  droga przez busz do miasta Mayow, troche go udobruchala i spowodowala wlaczenie się w logistyke przygotowania do wyprawy na rzeke ,planowana …doslownie na nastepny dzien…No wiec - wpierw potrzebna była lodz…ale to okazalo się proste… telefon „do przyjaciela”.. i w kilka minut miałem umowione spotkanie z wlascicielem lodzi,która mnie i jeszcze 8 osob z zalogi mojego statku(zdecydowalem się zabrac czesc zalogi na ta wycieczke), może zawiezc  na niebezpieczne meandry rzeki Dulce. A lodz ,biorac pod uwage silne i nieprzewidywalne prady , zalezne od plywow morza i od intensywnosci opadow tropikalnych deszczow,musiala być pewna , mocna i szybka. Jej dwa, 150 konne silniki i rzad ustawionych 50 litrowych baniakow z benzyna - sprawial solidne ,żeby nie powiedziec, profesjonalne wrazenie -choc nie gwarantowal 100% bezpieczenstwa, a tylko szanse na doplyniecie i powrot z tej wymyslonej ad hoc, wyprawy.


Skoro swit byliśmy już daleko od Puerto Barrios -plynac wzdluz plazy, najwyraznie potarganej sila ostatniego tajfunu,która mimo to nie stracila nic ze swojego naturalnego uroku.No i miala niewatpliwe walory plazy dalekiej od cywilizacji - nie było na niej turystow,zreszta miejscowych indian-potomkow Majow ..tez nie.




Naszym pierwszy celem było miasteczko Livingstone-nie majace niestety nic wspolnego ze slynnym Szkotem, Davidem Livingstone doktorem,misjonarzem, odkrywca i podroznikiem zapisanym zlotymi zgloskami w histori odkrywania Afryki (jako pierwszy pokonal 6.5 tys.mil z zachodu na wschod Afryki w odkrywaniu m.in. rzeki Zambezi).Ma natomiast nazwe nadana od nazwiska amerykanskiego polityka i jurysty, Edwarda Livingstona, autora Kodu wlasnego imienia sluzacego jako baza praw dla rzadow liberalnych w Ameryce Srodkowej .. które to nigdy ,a już na pewno nie w Gwatemali , nie nastaly.Na codzien senne miasteczko-odciete od swiata nieprzebyta ,a już na pewno nieprzejezdna dzungla-chocby z tego powodu jest przyneta dla turystow dowozonych tutaj z Belize,z miasta Rio Dulce i Puerto Barrios.Od 2014 zostalo tez „odkryte” przez duze wycieczkowce bazujace w Miami-Floryda i …stalo się ich mekka  – bo w koncu czego nie robi się dla turystow???


Postoje na redzie wielkich wycieczkowcow ,gwarnych wielojezycznym tlumem turystow, przybylych na zaledwie kilka godzin „egzotycznej przygody”- zmusza do opuszczenia wygodnego hamaka,ulubionego zajecia miejscowych indian Garifuna ,potomkow Mayow Q'eqchi'  i  potomkow przywozonych z Afryki niewolnikow,oraz do oferowania w pigulce tego co turysta lubi najbardziej-egzotyki dzungli,




atmosfery wyjatkowosci „konca swiata” i ….wyrobow miejscowej Cepeli.(Tatrzanskie ciupagi slyszalem ze nie schodza -ale TUKANY w kazdej wersji -juz TAAAK!)


Miasteczko nie ma zbyt wiele do zaoferowania…Aha, zebym nie zapomnial- jednej, jedynej uliczki nie sposób przejsc bez zagladniecia do ktoregos z licznych barow…ups! Okazanie paszportu w biurze celnikow,budynek w drugim kwartale po lewej patrzac od strony porciku lodziowego-jest obowiazkowe dla turystow zagranicznych-ominiecie go ponoc wiaze się z problemami przy opuszczaniu Gwatemali…tak mowia…ponoc-to slowo klucz..ups!  Nasza ekipa ominela ten dom duzym lukiem- jestem pewien ,ze polgodzinny postoj był wystarczajaca strata czasu jak na to „ekscytujace’miejsce ,które turystami stoi, szczególnie w obliczu czekajacej nas wyprawy w gore dzikiej, daleko bardziej ekscytujacej rzeki.





Hiszpanskie galeony transportowaly wszelkie dobra z Nowego Swiata od czasow I-szej wyprawy Kolumba w 1492 roku.Wobec kompletnie, nawet dzisiaj , 520 lat pozniej,  niemozliwej do przebycia dzungli , rzeka i jej ujscie, stanowia naturalna droge komunikacyjna.Umozliwiala ona penetracje gleboko w jej gore , oplywajacego zlotem i naturalnymi, bogactwami Panstwa Majow.A te były przyczyna przybycia konkwistadorow....sledzonych czujnym okiem lokalnych Indian i..sow ;o))




 Wpierw na pojedynczych jednostkach, a pozniej od 1560 roku ,w wymyslonych dla bezpieczenstwa przed piratami i francuskimi/angielskimi  bukanierami (privateers-zlupili wtedy Havane)- w konwojach po kilka karawel, lub galeonow,Zloto Majow ,Inkow i innych indian z regionu, oraz wszelkie naturalne dobra z koloni, plynely nieprzerwanym strumieniem w kierunku Europy.Glowne zasady uzycia floty hiszpanskiej w zegludze  swiatowej(tak już wtedy!) , zostaly przyjete dzieki doswiadczeniu i taktyce osobistego doradcy krola Filipa II – Admirala Pedro Menéndez de Avilésa. On to zaproponowal dla najwazniejszej lini ,  Karaibskiej przez Atlantyk, dwa glowne konwoje galeonow.


Wyplywajace z Sevilli(glowny port kolonialny Hiszpani) - docieraly do Veracruz(Meksyk), Portobello(Panama) i Cartageny(Kolumbia) ,aby po wyladowaniu przywiezionego z Europy zaopatrzenia ,a zaladowaniu zlota, srebra i wyrobow kolonialnych - spotykaly się ponownie w srodku Karaibow- na redzie Havany -aby już wspolnie-w konwoju, udac się przez Atlantyk do Sevilli. Druga swiatowa linia zwana Manila Galleons laczyla ..Filipiny z…Acapulco na Pacyficznym brzegu Meksyku , skad zloto, srebro i kolonialne towary z azjatyckiego dalekiego wschodu,wedrowaly z Acapulco do Veracruz - na grzbietach mulow, aby zostac zaladowane na galeony Floty Karaibskiej i nimi trafic do Sevilli. To wlasnie wtedy, w 1550 Admiral Pedro Menendes (wraz z Alvaro de Bazanem) -zatwierdzili ostateczne plany i modele Galeonu - jako najdoskonalszej i nowoczesnej na owe czasy jednostki, zdolnej sprostac wymogom tej niebezpiecznej zeglugi.Galeony w tym czasie plywaly już po morzach swiata ,ale w niezbyt imponujacej liczbie 17 sztuk , sprawdzone byly jako w miare pewny srodek transportu.Na przestrzeni nastepnych lat prawie potroily swa liczebnosc,rosnac tez w gabarytach – czasami do wprost niebezpiecznych..dla samych siebie rozmiarow(historia – z Polskim tlem,52 metrowego galeonu szwedzkiego Vasa, który zatonal 10 sierpnia 1628 roku!!!).




Na zdieciu wpolczesnie wykonana ze szczerego zlota karawela( a w zasadzie Karaka) Santa Maria-najwiekszy i …najwolniejszy statek Kolumba w wyprawie w 1492 roku-ozdoba i chluba  jednego z europejskich muzeum morskich.


 Ale wolnosc handlu-czytaj grabierzy zlota i zlotego bulionu -oprocz oczywistych ryzyk wyniklych z warunkow zeglugi na niebezpiecznych akwenach,atakow obcych flot  i..piractwa, podlegal jeszcze innym obostrzeniom.Krolewski podatek wysokosci 20% na wszystkie dobra-znany jako Quinto Real („krolewska 1/5”)z jednej strony zachecal do przeladowania(poza podatkiem) galeonow do granic ich wytrzymalosci ,z drugiej spowodowal ,ze Hiszpania do konca XVI zostala najbogatszym Krajem Europy.Wsparci zyskami ze zlotej i srebrnej floty, Hiszpanscy Habsburgowie hojna reka finansowali coraz to nowe armie ,zdolne do przeciwstawienia się w XVI i XVII wieku Imperium Ottomanskiemu i innym europejskim potegom.Mimo szarpania tego zlotego tortu przez obce floty i piratow - potega Hiszpani jako monopolisty we wschodnich i zachodnich Indiach kwitla przez ponad dwa stulecia. Dopiero rok 1790 przyniosl schylek Zlotym Galeonom – i pomimo czesto dotkliwych strat na rzecz obcych flot i huraganow-trzeba uznac przewoz kruszcow z Nowego Swiata do Europy, jako jeden z najbardziej spektakularnych sukcesow morskich operacji.Swiat bylby calkiem inny -z komercyjnego i historycznego punktu widzenia -gdyby nie ten potezny zastrzyk kruszcow ze wschodnich i zachodnich Indii.

Z 18 milionow przeliczeniowych peset które rocznie „wyplywaly” z Meksyku, znaczaca czesc przechodzila przez „wodna autostrade” która była rzeka Dulce,która od ujscia do morza przelomem przez wapienne wzgorza o wysokosci ok 100 metrow porosniete gesta dzungla, laczy przypominajace morze slodkowodne jezioro Izabal(najwieksze jezioro Gwatemali 45 km dlugosci na 20 km szerokosci.) przez mniejsze jezio Golfetto.Jeziora te oprocz niezliczonych gatunkow ryb i ptactwa-zasiedlaja tez delfiny slodkowodne i SYRENY ;o)) - a dokladniej slodkowodne MANATY !!!. Mimo ze jego tafla wyniesiona jest tylko 8 metrow nad poziom morza, jezioro ma srednia glebokosc 18 metrow - jest wiec, tak naprawde, pokryta slodka woda -DEPRESJA.

Trasa naszej wyprawy od miasteczka Livingstone.




Cztery wieki temu zadza zlota( i wioslowe lodzie holujace statki w gore rzeki) napedzala hiszpanskie Galeony a w ich slad…. PIRATOW Z KARAIBOW - gleboko w gore rzeki Dulce i jezioro Izabal.


Miniaturowy zameczek Castillo de San Felipe de Lara z czasow kolonizacji hiszpanskiej lezacy w polnocnej czesci przesmyku miedzy jeziorami-pozostal niemym swiadkiem tych szalonych eskapad i…to był faktyczny cel naszej wyprawy.





Strategicznie umiejscowiony w najwezszym przesmyku rzeki jest niemym swiadkiem Histori siegajacym około 1000 lat ..przed nasza era-czyli 26 wiekow …przed przybyciem Hiszpanow!!! Znaleziono bowiem w tym miejscu slady cywilizacji siegajace srodkowego przedklasycznego okresu datowanego na 400-do 1000 lat pne.


 Sam zameczek zbudowany zostal do obrony przesmyku i porciku redowego San Antonio de las Bodegas na poludniowym wybrzezu jeziora Izabal, przed ciaglymi atakami glownie angielskich Piratow z Karaibow,którzy nie tylko lupili już zaladowane zlotem Galeony ,ale jezioro traktowali jako baze na wypady na karawany mulow przewozace wszelkie dobra z Manilskiej ,transpacyficznej trasy.

Po wielokrotnych atakach piratow,i kradziezy zdobytych na Hiszpanach calych zaladowanych zlotem galeonow , forcik bedacy do 1604 roku zaledwie wieza obronna- wtedy wlasnie zniszczona przez buccanierow, przebudowany w 1644 i w 1651roku, wzmocniony zostal dopiero w 1689 roku kiedy dodano trzy bastiony, 12 dzial i wieloosobowy garnizon.Dla ochrony kotwiczacych galeonow, z nastaniem zmroku, przesmyk zamykano ciezkim lancuchem.Od strony ladu forcik ochranialy glebokie fosy.Funkcje swe spelnial-wielokrotnie niszczony przez piratow ,do konca XVII w.,kiedy to Belgijska Kolonia ,opisana powyzej przeniosla dzieki koncesji aktywnosc handlu morskiego portu do Puerto Barrios.




Fort opuszczony od 1817 roku,stal się wiezieniem.Konstrukcja ucierpiala w swojej histori nie tylko od regularnych bitew z piratami, dzielnie  się broniac( w zasiegu jego dzial znaleziono kilka wrakow), ale   odbudowany w 1955 roku, w 1999 roku z uszkodzeniami przetrwal trzesienie ziemi, ponownie odbudowany, trafil na wstepna  Liste Dziedzictwa UNESCO w 2002 roku i stal się atrakcja turystyczna…Indianskie pokazy dla turystow i imprezy grillowania, sa tutaj na porzadku dziennym.





























Nim jednak dotarlismy do Castillo de San Felipe ,musielismy pokonac nasza szybka lodzia meandry Rio Dulce zbaczajac co rusz z trasy, żeby odwiedzic stojace na palach, gdyby nie rzeka calkowicie przez dzungle odciete od swiata indianskie wioski..Do wielu cywilizacja już nie tylko dotarla, ale tez odbila swoje pietno-dumni potomkowie Majow, indianie ubrani w … chinskie T-shirty, korzystaja na codzien z tanich plastikowych misek do przechowywania zywnosci i prania w rzece odziezy.



Tak na marginesie - niecenzuralne w Polsce slowo na „ch..” jest calkiem cenzuralna nazwa 2-ch spokrewnionych, polisyntetycznych, lokalnych jezykow Indian (zbitki wyrazow wyrazajacych znaczeniowo cale zdania ), jezykow pochodzacych z czasow Majow.Nie powtarzajcie tego dzieciom , ale w samej Gwatemali jezykiem CH.. San Sebastian(poludniowy ups!) mowi co najmniej 20 tysiecy.ludzi.Odmiany polnocnej czyli CH.. San Mateo Ixtatan uzywa na codzien, nie mniej niż 25 tysiecy Indian.Z tak gleboko wstecz siegajaca historia popularnego polskiego „przerywnika”- badania naukowe na temat jego powiazania z historia majow, wymagaja co najmnie doktoratu (jeśli nie profesury;o)) 


W drodze do pierwszego jeziora Golfete przezylem (jedno z wielu w swoich podrozach) kompletnie mnie zaskakujace, żeby nie powiedziec ,porazajace  Déjà vu….

Mijajac jeden z przelomow rzeki przez wapienne klify -poznalem ten widok…




Musialem , ale w 100% --musialem już kiedys to widziec…tutaj być..ale jak, w koncu jak??? -może jako konkwistador?..lub PIRAT/buccanier z Karaibow??  - przeciez nigdy przedtem  Gwatemali nie odwiedzalem!!! Wrazenie było tak silne ,ze reka sama powedrowala na manetki silnikow i..zatrzymalem motorowke w dryfie.Moja zdziwiona mina, była prawdopodobnie bezcenna…;o))

Nie będę Was trzymal w napieciu..Wszystko się wkrotce wyjasnilo… Zapamietane zdjecie w starym ,z przed laty Magazynie National Geographic!!! – było robione dokladnie z tego miejsca…





…a artykul opisywal indianskie metody pozyskiwania, wiszac na sznurowych drabinkach, ciezkich od miodu plastrow dzikich pszczol…Zreszta okadzone smolnymi zagwiami sciany klifow -mowily same za siebie..





  

Trzy powyzsze fotografie -autor  Andrew Newey.


Metoda polega na spuszczaniu ze szczytu klifu,najstarszych Indian, seniorow rodow , już odpornych na uzadlenia, zdolnych zabic, dzikich pszczol.Oni to, w koszach opuszczaja kilkadziesiat metrow w dol,do czekajacych na rzece lodzi,wyciete maczetami ze scian klifu,ociekajace miodem plastry… No i wiszac-kiedys na lianach ,a wspolczesnie na linowych drabinkach - nie opedzaja się od pszczol…




















Czy już wiecie dzieki czemu rzeka Rio Dulce - „Slodka Rzeka” dostala swoja nazwe???




Nie ?... no pomyslcie…Nieee!!! - nie macie racji ;o))… ani od „slodkiego”, kapiacego zlotem  bogactwa, również nie od najslodszego nawet miodu, z plastrow dzikich pszczol ,a faktem historycznym jest, ze …od zapachu…


Zalogi Galeonow - po dlugiej,oceanicznej ,niebezpiecznej zegludze - ujscie rzeki ,smak slodkiej wody (koniec z jej racjonowaniem!!!) , odurzajacy zapach tropikalnego lasu i intensywna won ciezkich od nektaru, tropikalnych kwiatow, odbierali wprost jak dostapienie wprost do wrot Edenu-stad rzece, która ich tam wiodla, nadali doslownie…. slodka nazwe… 

© cpt.Roman Micinski __________________________________________________