poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Prezentacja - SAN FRANCISCO - Kolej liniowa w ekscytującym mieście...




cpt. Roman Miciński          
                                                        
 ...ZABIORĘ WAS ® :




czwartek, 21 kwietnia 2016

# 18 - OTZI – KLATWA DUCHA ALP






cpt. Roman Miciński                                                                  
...ZABIORĘ WAS ® :



© cpt.Roman Miciński

          Czy znacie historię Otziego - Wojownika z epoki miedzi, w lodach alpejskiego lodowca, niczym w kapsule czasu, przeniesionego w naszą współczesność?(ponad 5000 lat!).

          Znacie, czy nie znacie - posłuchajcie, gdyż moja niedawna rodzinna wyprawa narciarska na lodowiec Alp Otztallerskich – pozwoliła nie tylko odswieżyć, ale też uaktualnić całą,fantastyczną zresztą historię.

          Ten mierzący 157 cm wzrostu pasterz, wędrowny szaman, handlarz doskonałymi,jak na owe czasy, grotami strzał, lub wygnaniec z wioski, odpoczywał na grani pobliskiego, wysokiego na ponad 3000 mtr. n.p.m szczytu Similaun Alp Otztallerskich (południowy Tyrol) nie bez przyczyny. Z miejsca do którego dotarł szarpany zimnym wiatrem, mimo osłony wgłębienia skały, miał fantastyczny widok na dwie spokojne, ubrane w  jesienne czerwono - zielone kolory, doliny.

           
           Za plecami położony nieco niżej, raził bielą wiecznego lodu - lodowiec
Otzaller na którego obrzeżach niedawno zakończył się letni wypas owiec.

           Owce od zawsze wypasano w lecie na tych wysokosciach, gdyż gęste lasy
 poniżej regli nie zapewniały wystarczającej ilości trawy. Na południe
 od niego, wydawalo się, że na wyciągnięcie ręki, leżała dolina Val Senales.

Mapka Alp Otztallerskich z zaznaczonym miejscem znalezienia Otzego. 

           Z podręcznego, zrobionego z kory zawiniątka wyciągnął żarzące się w zielonych liściach  węgiełki, ale był już o kilkaset metrów za wysoko i nie znalazł na tej wysokości niczego, co mogłoby posłużyć mu do podtrzymania ognia.
Ze sobą miał tylko niewielki kawałek mięsa upolowanej dużo wcześniej kozicy
górskiej i dosłownie kilka górskich jagód.

          Wymyślna czapka z plecionej trawy, skóry zwierząt i skórzane kapcie wypchane trawą- to wszystko, co chroniło jego mocne, ale teraz wyczerpane drogą i chorobą ciało, przed przeszywającym na tej  wysokości zimnym wiatrem.

          Na nic zdały się wytatuowane pod kolanami, na lydkach, brzuchu i ramionach magiczne linie, mające chronic go od bólu i zmęczenia - dosłownie słabł w oczach, wciągając chrapliwie ubogie w tlen na tych wysokościach, powietrze.


Magia wysokich gór...
.
          W ręku ściskał prymitywną, ale najcenniejszą rzecz. jaką w jego czasach
mezczyzna mógł mieć:
- siekierkę z umocowanym zmyślnym oplotem rzemiennia i miedzianym ostrzem.

          Coś definitywnie musiało być nie tak - albo ten doświadczony wojownik
– pierwszy i ostatni raz w życiu przecenił swoje siły, może też zamieć
śnieżna zaskoczyła go u kresu sił na samej grani, faktem jest, że resztka posiadanego jedzenia, wyczerpanie i choroba, nie rokowała możliwości powodzenia w  dalszej wędrówce.
         

           Spoglądał na znane sobie dramatycznie z tej wysokości wyglądające góry,
które my nazywamy Alpami, wiedząc, że dalej już nie da rady.
Jedna z jego przypadłości już mocno ograniczała jego szanse przetrwania, dwie i wiecej przekreślały je całkowicie.
           Na nic teraz się zdały niesione nanizane na rzemień grzyby o właściwościach współczesnych antybiotyków - choroba go trawiąca, pewno też gorączka, zbytnio już się rozwinęła.
Prymitywne, ale skuteczne narzędzie do obróbki grotów strzał,
które miał ze sobą - prawdopodobnie na handel wymienny.




   Rozłożył wśród kamieni wokoło siebie  rzeczy, które stanowiły o jego przetrwaniu w wysokich gorach, rozciągnął się  na lewym boku największego płaskiego  kamienia...i zasnął.
             Taka, przez dziesieciolecia, byla oficjalna wersja wydarzen -az do czasu kiedy ostatnio w muzeum Otziego we wloskim Bolzano ..po raz pierwszy calkowicie rozmrozono jego mumie w celu pobrania DNA(nota bene odkryto ze mial nietolerancje laktozy..) i stwierdzono ze otrzymal postrzal z luku w lopatke oraz ze mial uszkodzona czaszke od uderzenia kamieniem..."Dochodzenie" bezprzecznie wykazalo ,ze do jego smierci przyczynil sie ktos, kto zaatakowal go od tylu,byl prawdopodobnie jego kompanem w wyprawie w gory,spozyl z nim obfity posilek i..usunal slady tej zbrodni,przez usuniecie strzaly,zostawiajac jej grot w ranie...
    Otzi..szybko przykrywany warstwą świeżego śniegu śnił ok.5000 lat.

            Gdyby nie naturalna nisza w której się znalazł  – z lodowcem przesuwającym się tuż nad Nim, w swojej odwiecznej wędrówce w dół stoków, nigdy jego ciało nie przetrwałoby tak długiego czasu.

            Ta nisza - z jednej strony tworzyła wprost idealne warunki mikroklimatyczne do mumifikacji, a z drugiej ochraniała go przez nastepne 5 mileniów- od starcia na pył od kamieni zamrożonych w dolnej części przesuwającego się lodowca.

            19 wrzesnia 1991 roku, para niemieckich alpinistów, państwo Helmu I Erica Simon, przypadkowo odkryli jego zmumifikowane zwłoki.

            Otzi, bo taki przydomek nadany od nazwy polozonej na polnoc od znaleziska doliny Otzal, szybko uruchomił ludzką wyobraźnię i diametralnie powiększył naszą, ludzkosci, wiedzę o Jego zamierzchłych czasach.           


          Przypadków i dobrych zbiegów okoliczności było znacznie więcej.
W Marcu 1991 potężny sztorm piaskowy (Hamsim, zwany też Shimal), przeniósł wysoko w atmosferze, tony bardzo małych cząsteczek pustynnego pyłu - całą drogę z Sahary ponad morzem Śródziemnym - w Alpy. Podczas gorącego lata 1991, te ciemne drobiny pokryły lodowiec i absorbujac duże ilości słonecznej energii, spowodowały dużo większe, niż zazwyczaj, topnienie lodowca.

          Naukowcy ocenili, że przypadek sprawił, iż tylko nie wiecej niz 6 dni, mumia Otziego była widoczna w topniejącym lodzie. Gdyby alpiniści trafili tam 3 dni później, świeże opady śniegu przykryłyby nisze ponownie - może na następne 5000 lat ,lubna zawsze.
          6 dni w ciągu 5000 lat - rozbicie banku w kasynie zdarza się częściej...

          Pamiętajmy, że w czasach życia OTZEGO - epoce miedzi, znanej od ok.8000 p.n.e,na terenie aktualnego Iranu i Turcji - na Bałkanach, technologia jej obróbki pojawiła się ok.5000 p.n.e, a w Alpach około 1000 lat później.

          Świat wyglądał wtedy zupełnie inaczej.Rozmawiamy o świecie, gdzie tylko 5 gatunków zwierząt bylo udomowionych - bydło, owce (jeszcze nie wiedziano jak używać ich wełny),kozy, świnie i ...psy – wtedy bardziej hodowane dla mięsa, niż dla towarzystwa czlowiekowi.

          Konie ciągle nie były znane w Alpach (mimo, że już udomowione np.w Chinach),owce hodowano tylko dla mięsa i pasano na halach alpejskich,
gdyż w gęstych lasach poniżej, nie było wystarczających pastwisk. Koty zostały
udomowione np. w Egipcie dopiero ok. 500 lat pozniej(sic!), a kury pojawily
się dopiero w epoce żelaza (ok.600 lat p.n.e). Pamiętajmy, że w czasie
wyprawy OTZIEGO, w Alpach nieznana była cebula, nie mówiąc o ziemniakach. Z kolei kręgi wStonehenge – mozliwe, że już były “w budowie”...


   


          Otzi mógł też oglądać, jako supernowość, wózek ciągnięty na dopiero co wprowadzonym w użycie, prymitywnym kole,zrobionym z jednego pnia drzewa i początek zatrudnienia bydła do ciągnięcia sochy, służącej do odwracania gleby.

(zobacz w Muzeum Narodowymw Szwajcarskim Zurichu)

          Egipski faraon Tutenhamon - zakonczy swoje krotkie,19 - letnie zycie, dopiero …...1500 lat pozniej!!!


DUCHY
WYSOKICH
ALP
              










          Ale wróćmy do Klątwy OTZIEGO - podobnie jak w przypadku klątwy Tutenhamona,klątwy polskich królow - po otwarciu królewskich krypt grobowych na Wawelu– Otzi też wzbudził podobną sensację, już jako okrzyknięty najstarszym naświecie Duchem Gór. Inne mumie znajdowane w np.Andach (rytualne zabójstwa inkaskich dzieci - datuje się “tylko” na 500-600 lat temu), czy nawet mumie egipskie - są wszystkie, w porównaniu z Otzim, z dużo późniejszych czasów.
           Po długotrwałych negocjacjach, bataliach sądowych, porównywaniu zdięć
satelitarnych i miejsca znalezienia z danymi GPS’a – ostatecznie stwierdzono, że Otzi był znaleziony jednak... 101 metrów w głąb terytorium Włoch, więc ani Południowy Tyrol, ani Austria - pomimo wielkiego wysiłku w odkryciu tajemnic Otziego- nie mają do niego prawa.

            Ale wtedy zaczęła się seria tajemniczych zgonów - podobnie jak z odkrywcami grobowca Tutenhamona, wśród osób zwiazanych z jego znalezieniem i odkrywaniem jego tajemnic.Omijajac długie i spekulacyjne historie z tym związane, fakty sa nastepujace:

            7 zgonów osób bezpośrednio związanych z odnalezieniem i tajemnicami Otziego!          





             #1 - Reiner Henn - lekarz sądowy - badał wielokrotnie, ale też lekceważył znaczenie i nie okazywał należytego szacunku mumii Otziego. Zginął w wypadku drogowym.

             #2 - Kurt Fritz - lokalny przewodnik alpejski - zginął pochłonięty lawiną na swojej ulubionej górze Ortles - najwyższym szczycie Tyrolu 3905 m.n.p.m.

             #3 - Reiner HÖlzl - byly policjant/dziennikarz - slawa - zarabiał na sprzedaży własnoręcznie nagranej kasety z odkrycia Otzego.

             #4 - Helmut Simon - znalazca Otziego - dopiero w 2003 roku przez sąd oficjalnie uznany jako odkrywca Otziego - bezskutecznie walczący o upamiętnienie wlasnego nazwiska na tabliczce w górach, w miejscu znalezienia Otziego, posądzany niesłusznie o odrzucenie oferty 50 000E i rządanie 4 - krotnie wiekszej sumy-w zamian za zrzeczenie się praw znaleźnego. Ginie w górach, dokładnie w pozycji w jakiej znaleziono Otziego - też  między 2 kamieniami, w korycie małej rzeczki.

              #5-Friedrich Tiefenbrunner - naukowiec, który opracował metodę ochrony mumii Otziego przed grzybami - umiera przy nieskomplikowanej operacji serca.

              #6- Konrad Spindler - Archeolog - slawa – on pierwszy potwierdził, że siekierka Otziego jest starsza niz 4000lat, ale przywłaszczył sobie sławę innych naukowców przy badaniach mumii. Zignorowany przez społeczność naukowców, gdy Otzi wrócił  do Włoch - do muzeum swojego imienia w Bolzano - zmarł na gwałtowny nawrót raka.

               #7 Thomas Loy. Patolog - zajmował się krwią znalezioną na 14 krzemiennych grotach ze strzał Ötziego - zmarł na raka ...krwi.

               Według niektórych, siedem osób to zbyt dużo, jak na zbieg okoliczności.Dla nich padli ofiarą zemsty Otziego.Jednak nie wszyscy mający kontakt z Ötzim zmarli śmiercią gwałtowną.

               Czy tragicznie zmarli naukowcy, górale i dziennikarz popełnili świętokradztwo i są ofiarami zemsty Ducha Gor? Tego nie wiem...
Według mnie to czyste ludzkie spekulacje. Chociaż cieszę się, że otarłem się o
miejsca panowania NAJSTARSZEGO NA ŚWIECIE DUCHA GÓR – Otziego.

               Dla całej mojej, opanowanej białym szaleństwem, Rodziny, ta część ALP na zawsze zapadnie w ekscytujacej pamięci niezapomnych zjazdów i zapierających dech widoków przy fanstastycznej, jakby przygotowanej dla Nas, pogodzie.

Dziękujemy za to i za opiekę OTZIEMU - DOBREMU DUCHOWI tych
majestatycznych, trudnych, ale wynagradzających każdy wysiłek, GÓR.






© cpt.Roman Miciński

(opracowano na podstawie National Geographic, VI/1993
oraz publikacji internetowej - “Klątwa człwieka lodu - bajka czy fakt”
- datowanej 23/05/2011, oraz ostatnich doniesien internetowych..)

sobota, 16 kwietnia 2016

# 17 – HOMAR..na sniadanie….?




 cpt. Roman Miciński                                                                  
...ZABIORĘ WAS ® :

 
© cpt.Roman Miciński


          Mięso z Homara (lobstera), zawsze smaczne i delikatne - uważane
jest za danie wyrafinowane i raczej dla najwyżej usytuowanych klas
społecznych- więcej, jego spożywanie nobilitowało przedstawicieli
klasy średniej, podnosiło ich prestiż i samozadowolenie do poziomu…
...o klasę wyższą..;o)).
       
         Z resztą podobnie jak kawior z jesiotra ( czarny – astrachański),
policzki Halibuta (sic!), Kraby Opillio, czy w innych kulturach swieże mózgi małp,
czy “upolowany “ wojownik wrogiego plemienia.

         O rogach pegazów, pikach Narwali, mielonych pazurach tygrysich,
rogach nosorożców i trąbach słoni nie będziemy wspominać...
...bo pozostaniemy przy rozmowie o  wyrafinowanych posiłkach
 bliższych naszej europejskiej kulturze ;o)).

         Otóż ostatnio jedna z wiodących linii lotniczych na świecie
( jej reklame tutaj sobie też darujemy – wspomnę tylko, że zatrudnia
... skośnookie stewardesy ;o))  ) ,wprowadziła miły podniebieniu zwyczaj,
 serwowania HOMARA… na śniadanie, oczywiście w swojej bussiness i pierwszej klasie.

         Tak wymyślili  światowi mistrzowie przystawek – kucharze, którzy
oszałamiają w najlepszych restauracjach  najlepszych hoteli świata -
nie tylko piramidami, swoich coraz to bardziej wyrafinowancych pomysłów,
nazw, niespotykanych, coraz to nowszych produktów wprowadzanych na stoły
możnych, ale też piramidalnymi zarobkami, za ten swój wyrafinowany
wysilek i gust sprzedawany... powiedzmy... lepiej sytuowanym.

        Według nich, Homar jest gwarantem wyrafinowania naszego smaku, potwierdzeniem
 pozycji spolecznej, jak również gwarantem naszej miłości do siebie??

(...a moze do osoby, którą na takie śniadanie  zaprosimy-ups!).

        Niektórzy ze światowo znanych szefów kuchni poszli o krok dalej -
twierdzą, że samo jedzenie Homara jest podobne do ... miłości ...
Chociaż sam pan HOMAR ...no cóż, przystojny jest... patrz zdięcie - można się zakochać ... ;o))


Popularny Homar wód tropikalnych
- występuje na całym świecie.













        Ludzie zawsze będą pożądali tego, co rzadkie, niedostępne dla wszystkich i drogie, a przy tym trudne do zdobycia.Dlatego oferta - nie wymienionych z nazwy lini lotniczych - rzeczywiście robi (..w powietrzu) furorę ... ;o)).

        Jest to, co prawda, ze względu na specyfikę wszystkich posiłków na pokładach samolotów - danie już gotowe, mrożone i tylko na miejscu odgrzewane...

        Ale kto by tam narzekał - na bezrybiu i rak ups! HOMAR –ryba…;o))

        Tym bardziej, że, jak twierdzą znawcy, cechuje go nie tylko  wyrafinowany smak,  forma podania, a za tym wyrażona dbałość o pasażerów (najwyzszych klas), ale też właściwości lecznicze
(na praktycznie wszystkie choroby) mięsa z Homara dają mu przewagę......w tym przewagę nad innymi liniami lotniczymi.Ups!


HOMAR ... zaproszony na śniadanie! Ups! ;o))
        Serwowanie Homara zawsze jest postrzegane jako danie na specjalne okazje, nie do przecenienia przy obchodach największych swiąt i celebracji.











        A czemu na sniadanie?- znawcy twierdzą, że podawany na śniadanie demonstruje swój najwyższy styl, jedzenie go na lunch czy obiad jest po prostu zbyt prostackie, żeby nie powiedzieć ordynarne,jak na nasz osobisty stopień wyrafinowania...

        Natomiast jako danie śniadaniowe, w postaci dużego Homara Sashimi,Homara z  ryżem, lub kaszka homarowa, poparte smakiem wysokiego kieliszka porannego szampana  (na przyklad - Don Perignon 1964 ) i wsparte melodią muzyki Mazarta, demontruje nasze glębokie przywiązanie do tradycji ( Mozart? Don Perignon? ),naszych wewnętrznych potrzeb (trudno się z tym nie zgodzić ;o) )
oraz dbałości o zdrowie ( o tak!;o)  ).

         
  Jest to tez JEDYNA droga smakowania  radości z życia,
w jego prostej, podstawowej formie... Czego i Państwu – 
odwiedzającym mój blog – szczerze życzę ... ;o))


Homar Amerykański - wybrzeże Atlantyku - od stanu Maine do Północnej Karoliny
                                 

                                       No cóż – nie ja to wymyśliłem że podróże kształcą…;o))



© cpt.Roman Miciński

# 16 – GEJSZA Z ROTTERDAMU




cpt. Roman Miciński                                                                
...ZABIORĘ WAS ® :

                       
   © cpt.Roman Miciński
_________________________________________
...Poza tym,  dzisiaj odkryłem na swoim statku,na m/v..
 ROTTERDAMIE..na otwartym Oceanie – w drodze z Singapuru do Vancouver w Kanadzie - ducha GEJSZY.

                           Na serio...

 


                        Wiesz, że każdy statek, dom, pałac lub zamek  ma ducha, czyli duszę... fajnego ducha domu lub złośliwca i straszyciela, czasami nawet dodatkowego Ducha Windy (jak Kabaret Starszych Panów ups!) - żartowalem...                  
                   
                        Ale, tak NA SERIO – nie bez przyczyny Anglicy i parę innych nacji
 na świecie każdy statek określa żeńskimi cechami I przymiotnikami-tak trudne są do
przewidzenia i okiełznania,szczególnie przy manewrach w porcie...
                        Poza tym,  od zawsze, żeby uzyskać przychylność duchów, odegnać  te złe od swojego domu, lub też ukoić te dobre duszki  – stosowało się różne techniki - od szpiczastych dachów, złotych bolców wbijanych w główną belkę domu, czy garsci miedziakow zamurowanych w kącie-po chińskie wygięte do góry krawędzie dachów, aby te złe moce zawracaly do nieba, albo upadaly daleko od niego...
                        W przypadku statków przybijano złotego guldena do stepki, albo innego Florena mocowano  pod stopą największego masztu. Rozbijanie szampana na szczęście - o burtę nowego statku w dniu jego chrztu, lub wodowania- też ma te szczęście zapewnić.

            No dobra wracając do Gejszy - na moim statku  mieszka, wydaje się że od zawsze - czyli od budowy w stoczni - duszek, który nie tylko czuwa nad nami – ale wydaje się, że ma wpływ na wszystko co się na tym statku dzieje. Nie tylko złe, ale też dobre…
       
            Mieszka w dokładnie w środkowej części korytarza, na środkowym piętrze wysokiego na 8 pokładów statku - w pustej, z tej przyczyny, nie używanej kabinie. Nie tylko mieszka, ale też stamtąd kontroluje statek, dając świadectwa swojej tam obecności - na szczęście nie przez całą załogę zauważane I kojarzone z...         duchem.
No i  jeszcze GRA...               

                           ...na KITHARZE (takiej 7 strunowej gitarze pochodzącej od starożytnych Greków, ale popularnej w Indiach, zaś w Hiszpani zwanej bandurria). I to gra kilka melodii -
 w tym  jedna, powszechnie znana - "...potrzebuję przyjaciela, jego ciepłych
 I troskliwych rąk..alalala" ups!! NIE ŻARTUJĘ ..;o))

                                                                                                         

          Gra kiedy chce, ale jak jest głośne party załogowe – Filipińczycy uwielbiają głośne Karaoke - piętro niżej – w mesie załogowej - to się wycisza, jak jest  zbyt  duży ruch na korytarzu - też.
           Natomiast wybrani  członkowie załogi, w tym niżej podpisany -kapitan statku - mogą Ją słyszeć w zasadzie codziennie.



                 Mój steward – odkrywca Jej obecności - który mieszka w kabine zaraz obok wybranej przez Gejszę - przybiegł do mnie z ta rewelacją i wypiekami na twarzy.

               ” Jest! Napewno coś tam jest…  dziwnego w tej kabinie… proszę pójść  ze mną... nikt o tym nie wie, ale pan kapitan musi o tym wiedzieć! ”
             …No cóż... poszedlem.
                I rzeczywiście - atmosfera, prawie nigdy niezamieszkanej kabiny była conajmniej dziwna, mimo, że na pierwszy rzut oka nic niepokojacego nie bylo widać.

            W kabinie stewarda normalnie Jej nie słychac,natomiast jednego dnia, sprzątając  kurze w tej niezamieszkałej kabinie, zobaczył Jej postać w lustrze za sobą,i po
opanowaniu  paniki-zwrócił uwagę na ledwo słyszalną muzykę na Kitharze.

              Przerabiałem TO SAMO na sobie. Mam to nagrane na telefonie. I muzykę
 i zwiazana z tym... panikę. Stewardowi , który w kabinie zabezpieczał tyły i stał kilka metrów za mną nagrywajacym muzyke Gejszy... ,nagle moja postać zniknela z zasięgu wzroku, zamazana jakby przepływającą w powietrzu postacią…

              Po paru dniach steward tak się “zaprzyjaznił” z Gejszą, że  chodził nawet
specialnie do kabiny obok,żeby sobie z Nią pogadać-prosić Ją o głośniejszą
muzykę. I wtedy Ona grała głośniej. Z drugiej strony, kiedy steward  idzie spać - to Jej mówi
dobranoc (po filipińsku, czyli w języku Tagalog) i Ona przestaje grać...

               Poza tym, jak Gejsza śpi, to statek jest ogólnie jakiś taki... cichszy i
wolniej plynie..(sprawdzałem GPS’sy!). Natomiast jak się budzi, to dywaniki
przy wejściach na korytarze i w samych kabinach - nawet - 2- 3 i 4 piętra wyżej,
zaczynają SAME " jeździć ". Tzn. przesuwać się - jedne na jedną burtę, inne
na przeciwną... Obserwowałem wielokrotnie, siedząc za służbowym komputerem
w biurze w kabinie taki dywanik - dopuki patrzysz na niego - leży jak przybity
- odwrócisz wzrok na chwilę, a on -2-3 centymetry powędrował na bok...

              Ten mój, to aż się zawija na ściane w górę... takie ma pchanie w kierunku
prawej burty! ...Z drugiej strony całodzienne patrzenie na dywanik, żeby
tylko utrzymać go w pozycji, zakrawa na groteskę. Żadna firma nie zapłaci mi
nadgodzin za pilnowanie własnego dywanika w kabinie...
                            Dobra, dobra – wiem jak to brzmi.. ;o))
               Starszy mechanik - nieświadomy w ogóle obecności Gejszy( trzymałem to w sekrecie, a stewarda zaprzysięgłem na pamięć jego własnej Babci, żeby się przed załogą nie wygadał ), pojawił się w mojej kabinie z rewelacją, że jego dywanik w kabine... wędruje.

 Pochwalił się tym, nie mając  świadomości,że mój też wędruje…Wymyślił, że na swój wędrujący dywanik – co go też denerwowalo - znalazł sposób i przyłożył go zgrzewką 6 x 1.5 litrowych butelek wody mineralnej. Po paru godzinach - jak wrócił z siłowni, odkrył,że dywanik razem ze zgrzewką wody - powędrował tak jak poprzednio -tyle że w strone przeciwną... Bo... było więcej miejsca... ups!!

               Ze mną  Gejsza  też, podobnie jak ze stewardem, trochę współpracuje -
jak poprosiłem, żeby grała inną melodię, to... zagrała w sumie 3 !!! I co na to powiecie ???    
                                                                                                                                                       
                                                                                                                                                                                                                                                                               
          Fakt, że jak Ją załoga zdenerwuje-nawet nieświadomie, to naśle na statek złe moce:

             We wrześniu 2015 - wpusciła cały statek w Tajfun na morzu poludniowochińskim - ponad 6o kontenerów poleciało za burtę –zrobiło się ponad 2 miliony dolarów strat,a  statek
 był  2 tygodnie poza linią, żeby naprawić uszkodzenia. Ówczesny kapitan i załoga była wystarczająco przestraszona tajfunem, choć nieświadoma faktycznej przyczyny nieszczęścia. Dobrze się skończyło, że nikomu nic się nie stało.
     Natomiast 24 Grudnia 2015 - ówczesna załoga nie podzieliła się opłatkiem z Gejszą
...i mieli Black Out-całkowite wyłączenie zasilania sieci elektrycznej statku,do tej pory nie wiadomo dlaczego. Nagle po prostu pracujące 2 agregaty padły - weszło zasilanie awaryjne,ale tylko z baterii akumulatorów, bo... żaden z 3 następnych dużych agregatów nie wystartował,a mały agregat awaryjny, który też powinien wejść i zasilić sieć w automacie, a co sobota przy testach normalnie wchodził na zasilanie --> nawet nie drgnął. Mechanicy biegali po siłowni i nie mogli znaleźć przyczyny. Dopiero elektryk pobiegł do kabiny - przyniósł pół butelki wina, która została z kolacji Wigilijnej, pokropił podłogę w Centrali Maszynowej iw okolicy agregatów, Mechanicy nacisnęli guzik - agregat odpalił ...potem następne...jakby nigdy nic się nie stało…
                 
                   Pozatym nic mi nie jest I nie podejrzewajcie mnie o pisanie tekstów związanych  z za długim pobytem na morzu… czuję się dobrze …;o))  ups!!
                   A  kabina w której mieszka GEJSZA  zawsze JEST PUSTA - nikt w niej nie wytrzymuje dluzej, niz jedna - nieprzespana noc. Potem po prośbie do kapitana - ewakuuje się do innej kabiny – najlepiej jak najdalej od niej, nawet  2 - 3 pietra...!!!

                   
                                                               
               Oprócz tego, szykuję się do przekazania statku swojemu następcy – Holendrowi… nie,nie LATAJACEMU HOLENDROWI ;o)) ups!- Holenderskiemu kapitanowi ….serio – właśnie został przyjęty do firmy, do pracy… I przekaze  mu ten statek... wygląda na to, że bardziej z duszkiem, niż bez…
       Bo Gejsza nigdzie ,poza dalsza podroza ze statkiem w następny rejs, nie wybiera sie...

© cpt.Roman Micinski