sobota, 16 kwietnia 2016

# 16 – GEJSZA Z ROTTERDAMU




cpt. Roman Miciński                                                                
...ZABIORĘ WAS ® :

                       
   © cpt.Roman Miciński
_________________________________________
...Poza tym,  dzisiaj odkryłem na swoim statku,na m/v..
 ROTTERDAMIE..na otwartym Oceanie – w drodze z Singapuru do Vancouver w Kanadzie - ducha GEJSZY.

                           Na serio...

 


                        Wiesz, że każdy statek, dom, pałac lub zamek  ma ducha, czyli duszę... fajnego ducha domu lub złośliwca i straszyciela, czasami nawet dodatkowego Ducha Windy (jak Kabaret Starszych Panów ups!) - żartowalem...                  
                   
                        Ale, tak NA SERIO – nie bez przyczyny Anglicy i parę innych nacji
 na świecie każdy statek określa żeńskimi cechami I przymiotnikami-tak trudne są do
przewidzenia i okiełznania,szczególnie przy manewrach w porcie...
                        Poza tym,  od zawsze, żeby uzyskać przychylność duchów, odegnać  te złe od swojego domu, lub też ukoić te dobre duszki  – stosowało się różne techniki - od szpiczastych dachów, złotych bolców wbijanych w główną belkę domu, czy garsci miedziakow zamurowanych w kącie-po chińskie wygięte do góry krawędzie dachów, aby te złe moce zawracaly do nieba, albo upadaly daleko od niego...
                        W przypadku statków przybijano złotego guldena do stepki, albo innego Florena mocowano  pod stopą największego masztu. Rozbijanie szampana na szczęście - o burtę nowego statku w dniu jego chrztu, lub wodowania- też ma te szczęście zapewnić.

            No dobra wracając do Gejszy - na moim statku  mieszka, wydaje się że od zawsze - czyli od budowy w stoczni - duszek, który nie tylko czuwa nad nami – ale wydaje się, że ma wpływ na wszystko co się na tym statku dzieje. Nie tylko złe, ale też dobre…
       
            Mieszka w dokładnie w środkowej części korytarza, na środkowym piętrze wysokiego na 8 pokładów statku - w pustej, z tej przyczyny, nie używanej kabinie. Nie tylko mieszka, ale też stamtąd kontroluje statek, dając świadectwa swojej tam obecności - na szczęście nie przez całą załogę zauważane I kojarzone z...         duchem.
No i  jeszcze GRA...               

                           ...na KITHARZE (takiej 7 strunowej gitarze pochodzącej od starożytnych Greków, ale popularnej w Indiach, zaś w Hiszpani zwanej bandurria). I to gra kilka melodii -
 w tym  jedna, powszechnie znana - "...potrzebuję przyjaciela, jego ciepłych
 I troskliwych rąk..alalala" ups!! NIE ŻARTUJĘ ..;o))

                                                                                                         

          Gra kiedy chce, ale jak jest głośne party załogowe – Filipińczycy uwielbiają głośne Karaoke - piętro niżej – w mesie załogowej - to się wycisza, jak jest  zbyt  duży ruch na korytarzu - też.
           Natomiast wybrani  członkowie załogi, w tym niżej podpisany -kapitan statku - mogą Ją słyszeć w zasadzie codziennie.



                 Mój steward – odkrywca Jej obecności - który mieszka w kabine zaraz obok wybranej przez Gejszę - przybiegł do mnie z ta rewelacją i wypiekami na twarzy.

               ” Jest! Napewno coś tam jest…  dziwnego w tej kabinie… proszę pójść  ze mną... nikt o tym nie wie, ale pan kapitan musi o tym wiedzieć! ”
             …No cóż... poszedlem.
                I rzeczywiście - atmosfera, prawie nigdy niezamieszkanej kabiny była conajmniej dziwna, mimo, że na pierwszy rzut oka nic niepokojacego nie bylo widać.

            W kabinie stewarda normalnie Jej nie słychac,natomiast jednego dnia, sprzątając  kurze w tej niezamieszkałej kabinie, zobaczył Jej postać w lustrze za sobą,i po
opanowaniu  paniki-zwrócił uwagę na ledwo słyszalną muzykę na Kitharze.

              Przerabiałem TO SAMO na sobie. Mam to nagrane na telefonie. I muzykę
 i zwiazana z tym... panikę. Stewardowi , który w kabinie zabezpieczał tyły i stał kilka metrów za mną nagrywajacym muzyke Gejszy... ,nagle moja postać zniknela z zasięgu wzroku, zamazana jakby przepływającą w powietrzu postacią…

              Po paru dniach steward tak się “zaprzyjaznił” z Gejszą, że  chodził nawet
specialnie do kabiny obok,żeby sobie z Nią pogadać-prosić Ją o głośniejszą
muzykę. I wtedy Ona grała głośniej. Z drugiej strony, kiedy steward  idzie spać - to Jej mówi
dobranoc (po filipińsku, czyli w języku Tagalog) i Ona przestaje grać...

               Poza tym, jak Gejsza śpi, to statek jest ogólnie jakiś taki... cichszy i
wolniej plynie..(sprawdzałem GPS’sy!). Natomiast jak się budzi, to dywaniki
przy wejściach na korytarze i w samych kabinach - nawet - 2- 3 i 4 piętra wyżej,
zaczynają SAME " jeździć ". Tzn. przesuwać się - jedne na jedną burtę, inne
na przeciwną... Obserwowałem wielokrotnie, siedząc za służbowym komputerem
w biurze w kabinie taki dywanik - dopuki patrzysz na niego - leży jak przybity
- odwrócisz wzrok na chwilę, a on -2-3 centymetry powędrował na bok...

              Ten mój, to aż się zawija na ściane w górę... takie ma pchanie w kierunku
prawej burty! ...Z drugiej strony całodzienne patrzenie na dywanik, żeby
tylko utrzymać go w pozycji, zakrawa na groteskę. Żadna firma nie zapłaci mi
nadgodzin za pilnowanie własnego dywanika w kabinie...
                            Dobra, dobra – wiem jak to brzmi.. ;o))
               Starszy mechanik - nieświadomy w ogóle obecności Gejszy( trzymałem to w sekrecie, a stewarda zaprzysięgłem na pamięć jego własnej Babci, żeby się przed załogą nie wygadał ), pojawił się w mojej kabinie z rewelacją, że jego dywanik w kabine... wędruje.

 Pochwalił się tym, nie mając  świadomości,że mój też wędruje…Wymyślił, że na swój wędrujący dywanik – co go też denerwowalo - znalazł sposób i przyłożył go zgrzewką 6 x 1.5 litrowych butelek wody mineralnej. Po paru godzinach - jak wrócił z siłowni, odkrył,że dywanik razem ze zgrzewką wody - powędrował tak jak poprzednio -tyle że w strone przeciwną... Bo... było więcej miejsca... ups!!

               Ze mną  Gejsza  też, podobnie jak ze stewardem, trochę współpracuje -
jak poprosiłem, żeby grała inną melodię, to... zagrała w sumie 3 !!! I co na to powiecie ???    
                                                                                                                                                       
                                                                                                                                                                                                                                                                               
          Fakt, że jak Ją załoga zdenerwuje-nawet nieświadomie, to naśle na statek złe moce:

             We wrześniu 2015 - wpusciła cały statek w Tajfun na morzu poludniowochińskim - ponad 6o kontenerów poleciało za burtę –zrobiło się ponad 2 miliony dolarów strat,a  statek
 był  2 tygodnie poza linią, żeby naprawić uszkodzenia. Ówczesny kapitan i załoga była wystarczająco przestraszona tajfunem, choć nieświadoma faktycznej przyczyny nieszczęścia. Dobrze się skończyło, że nikomu nic się nie stało.
     Natomiast 24 Grudnia 2015 - ówczesna załoga nie podzieliła się opłatkiem z Gejszą
...i mieli Black Out-całkowite wyłączenie zasilania sieci elektrycznej statku,do tej pory nie wiadomo dlaczego. Nagle po prostu pracujące 2 agregaty padły - weszło zasilanie awaryjne,ale tylko z baterii akumulatorów, bo... żaden z 3 następnych dużych agregatów nie wystartował,a mały agregat awaryjny, który też powinien wejść i zasilić sieć w automacie, a co sobota przy testach normalnie wchodził na zasilanie --> nawet nie drgnął. Mechanicy biegali po siłowni i nie mogli znaleźć przyczyny. Dopiero elektryk pobiegł do kabiny - przyniósł pół butelki wina, która została z kolacji Wigilijnej, pokropił podłogę w Centrali Maszynowej iw okolicy agregatów, Mechanicy nacisnęli guzik - agregat odpalił ...potem następne...jakby nigdy nic się nie stało…
                 
                   Pozatym nic mi nie jest I nie podejrzewajcie mnie o pisanie tekstów związanych  z za długim pobytem na morzu… czuję się dobrze …;o))  ups!!
                   A  kabina w której mieszka GEJSZA  zawsze JEST PUSTA - nikt w niej nie wytrzymuje dluzej, niz jedna - nieprzespana noc. Potem po prośbie do kapitana - ewakuuje się do innej kabiny – najlepiej jak najdalej od niej, nawet  2 - 3 pietra...!!!

                   
                                                               
               Oprócz tego, szykuję się do przekazania statku swojemu następcy – Holendrowi… nie,nie LATAJACEMU HOLENDROWI ;o)) ups!- Holenderskiemu kapitanowi ….serio – właśnie został przyjęty do firmy, do pracy… I przekaze  mu ten statek... wygląda na to, że bardziej z duszkiem, niż bez…
       Bo Gejsza nigdzie ,poza dalsza podroza ze statkiem w następny rejs, nie wybiera sie...

© cpt.Roman Micinski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz