sobota, 26 stycznia 2019

# 78 - Miedzybrodzie- Gora ZAR - PODNIEBNI MUSZKIETEROWIE WIELKIEGO BLEKITU...

cpt.Roman Miciński     






                           




...ZABIORĘ WAS ®
© cpt.Roman Micinski 
   ________________________________________________________






























W kolejnosci zdjęć-Slavek,Zdzisek,Janusz Andrzej…









W srodowisku pilotow.. podniebnych muszkieterów, mowia ,ze dobry pilot/lotniarz ,to na drzwiach od hangaru poleci ...Czy z przestworzy wroci w jednym kawalku, i czy bezpiecznie..nawet w szczerym polu, wyladuje..o tym juz sie nie mowi,bo podobnie jak w lotnictwie pasazerskim...bilet jest tylko oplacony w jedna strone..Wazne zeby sie oderwac i...poleciec!!!




 







Inz.Czeslaw Tanski

 Odwieczna (patrz np. IKAR!,oraz polski pionier lotnictwa inz.Tanski!) chec czlowieka do latania….ten niepowstrzymany ped, aby na jawie przezyc powtarzające się w snach , niczym nie skrepowane, nawet technika pilotażu i ograniczeniami avioniki! ups!, podniebne loty…ilustruja zamieszczone tutaj w calym poscie miniatury obrazow Dariusza Milinskiego z " Magicznej "Plawnej - ktorego serdecznie pozdrawiam i dziekuje za zgode na ich publikacje.

Wracając myślami  do lat młodzieńczych( …a cytując swojego brata Andrzeja;o)), odnoszę wrażenie ,że los zwany czasem Palcem Bozym  kierujacy naszym życiem ,czasami płata różne figle i łączy nasze życie  z osobami i zdarzeniami ,które według logiki nigdy się nie miały,ba nie moglyby się wydarzyć.Najlepszy hollywoodzki filmowy scenariusz, nie moglby pewnych splotow zdarzeń przewidziec,czy wymyslec.

Moj blog jest tego swietnym przykładem-w swoich dotychczasowych 78 postach opisuje bowiem bardzo wiele tzw. sytuacji niemożliwych…których byłem uczestnikiem, świadkiem,w często krańcowych punktach globu,w roznych środowiskach geograficznych , (w tym w ogniu wulkanow (sic!), wodzie ,powietrzu), zdarzeń, ludzi, sytuacji, pojedynczych okazji w zyciu, które zdarzyly się naprawdę i w które…,kierując się logika i własnymi, często skromniejszymi doświadczeniami…nie wszyscy chcą uwierzyć..I to ogladajac nawet dowody, w postaci zdjęć czy przywiezionych artefaktow!…
Kazdy z nas ma setki takich przykladow, z własnego zycia, zdziwiony jakimi meandrami losy ludzkie się plota,historie powtarzają, a niemożliwe zdarza prawie codziennie…W przedziwny sposób ocieramy się o osoby, które wydaja się dla nas nieważne,sami zaskoczeni w jaki sposób, te pierwsze wrazenia szybko się zacieraja,zycie weryfikuje nasze racje, a dawno zapomniane osoby…zdarza się ,ze pojawiają się jako najważniejsze na późniejszych etapach naszego zycia.Przerysowaniem tego tredu- czystej przypadkowowsci losu, zobrazowane piórkiem targanym wiatrami historii, sa fragmenty z rozbiegówki filmu,a stało się  laymotivem całego znanego wszystkim klasyka Hollywoodu, hitu „Forest Gump”…















"Trzej muszkieterowie" – pierwsza część trylogii o czterech muszkieterach gwardii krolewskiej – Atosie, Portosie, Aramisie i d’Artagnanie jest tym bardziej klasyka i najsłynniejsza z powieści Aleksandra Dumasa.Jest powiescia  płaszcza i szpady, ale podniebni muszkieterowie, o których chce Wam opowiedzieć,szpad raczej nie używali (choc sa rowniez miłośnikami militariów ups!)


















 












,a ich wyobraznia, przynajmniej na początku  lotniczej drogi,…z plaszcza czynila przyrząd do…latania ups!.


Otarlem się o ich historie,w kazdym przypadku w niej, po części, uczestniczac ,ale rownoczesnie,obracając się w miare moich czasowych możliwości w ich srodowisku, zdaje sobie sprawę ,ze choć najbliższy memu sercu wybor , zaledwie 4 podniebnych muszkieterów, z calej rzeszy niezależnie zdobywajacych przestworza pionierow lotni ,motolotni, wreszcie samolotow historycznych, jest daleko krzywdzący... dla pominiętych;o)).
 Z drugiej strony,co oprócz przyjazni, laczy mojego wyboru bohaterow tego posta, jest fakt, ze z szalonego ,jak się w owych,komunistycznych czasach polowy lat 70 XX wieku wydawalo hobby…wszyscy uczynili zyciowa profesje.No i przewineli się przez magiczne miejsce, jakim jest dolina rzeki Soly w Beskidach,miejscowosc Miedzybrodzie(a raczej dwa- Bialskie i Zywieckie) ,oraz Gora ZAR … Ale wróćmy do poczatkow…
  Pil.Andrzej Micinski (1956- )









              Pil.Janusz Karasiewicz (1954-2006)
                               zginal smiercia pilota










           Instr.Pil.Zdzislaw Sznapka (1940-2015)



Pil. Slavek Verner (1954- )

W dwóch bratnich ups! Krajach, żyło sobie trzech ,a w zasadzie 4 ludzi ,którzy nie wiedząc nic o sobie i nie znając się wzajemnie ,zaczęło realizować swoje pasje, które zrodziły się z przypadku, lub narodzily sie w ich głowach świadomie…dążąc do celu, jakim była chęć oderwania się od ziemi i poczucie się wolnymi jak ptaki. Perspektywy były marne , bo życie w krajach za Zelazną Kurtyną ,nie rozpieszczało zbytnio takich marzycieli. Można było wtedy - w drugiej połowie lat 70-tych,wybrać dwie drogi: wstąpić na ochotnika do wojska i wybrać studia w Oficerskiej Szkole Lotniczej w Dęblinie, lub przy odrobinie szczęścia, mając odpowiedni wiek i zdrowie, podjąć szkolenie lotnicze w jednym z aeroklubów regionalnych, mając w perspektywie dluga droge szkolenia ..z  mala tylko szansa (wielkości swiatelka w tunelu;o))) i... nadzieja, na wstąpienie do szkoły lotniczej wymienionej w punkcie pierwszym.

Nadzieje do oderwania się od ziemi wspaniale obrazuje obraz Darka Milinskiego,i choc Jego tworczosc w polowie lat 70 ubieglego wieku nie byla mi znana,


 powyzszy obraz idealnie ilustruje Nasze, (i niezależnie, wielu innych desperatów) ,owczesne,niezahamowane ciagoty do latania...












Nasze pierwsze(poczatek lat 60-tych) ,rodzinne zdjęcia z ladowiska Gorskiej Szkoly Szybowcowej ZAR- z Mama Halina- Andrzej, obok w białej „marynarskiej” czapeczce- Roman… 


















Nie przymierzając..nawet na drzwiach od chlewika…(choć niedokładnie ..bo mówimy tutaj o konstrukcji o nazwie „SEAGULL III ”, o doskonalosci 3.3, czyli mniej wiecej doskonalosci lotnej powyższych,chlewikowych drzwi) .W naszym przypadku w miejscowosci , nomen ommen – WIEPRZ ups!,( na poludnie od Zywca)i to jest fakt...juz na serio..historyczny..ups!..
Dla mniej wtajemniczonych-doskonalosc 3.3 oznacza w praktyce ,ze startując ze wzgorza -1000 metrowego lotnia poleci na odleglosci 3300 metrow „lotu”postępowego... teoretycznie i bez gwarancji.Trzymajac się nomenklatury chlewikowo-budowlanej…rzucona w powietrze… cegla - ma podobna doskonalosc;o))











Jest 0330 rano w 1975 roku,gleboka ciemnosc i..era glebokiej ,podejrzliwej o wszystko władzy, po tej gorszej stronie Zelaznej Kurtyny ,na tzw.Osiedlu w Oswiecimiu, z piwnicy przy ul.Sobieskiego,naszym  rodzinnym mieszkaniu, dwaj bracia,starszy Andrzej Micinski i nizej podpisany, wyciagaja prawie 6 metrowa konstrukcje zlozona z aluminiowych rur, owinietych ortalionowym pokrowcem i metoda „na barach” transportują ja, opustoszalymi o tej porze ulicami Osiedla, w strone tzw.Zakladow..a dokladniej  przystanku początkowego PKS przy Zakladach Chemicznych Oswiecim..raptem 3 km dalej.To tam,po drodze zatrzymywani przez podejrzliwa Milicje ,za zgoda litościwego kierowcy PKS, urzeczonego ich pasja, dwojka nastolatkow pakuje konstrukcje pod rząd siedzeń autobusu typu SAN i..pod nogi licznych, mimo wczesnej pory, pasazerow liniowego Pekaesu.Za koszt ulgowego biletu(i małego co nieco… dla kierowcy),na przystanku w mieścinie nomen omen.. Wieprz …wypraszając z pojazdu wszystkich pasazerow,z niemałym trudem, wyciagaja własnoręcznie skonstruowana lotnie „SEAGULL 3”, aby startujac z okolicznych wzgórz.. wykorzystac zimny, choć „lotny dzień”..na kilkudziesieciometrowe „slizgi”…Wielka pomoca w pierwszych lotach byl kolega Leszek Ryzka, mieszkaniec Juszczyny,ktory udostepnil nam miejsce w..stodole na przechowanie lotni(przy okazji pozdrawiamy KSIEDZA LESZKA R.;o))


Nieswiadomie… zajmujemy okolicznym chłopom… „ICH NIEBO…’’i zmuszamy ich do …jego obrony… z nomen omen gnojnymi widłami…ups! Czy miejscowi chłopi bronili w ten sposób dostępu do własnych pol, czy przeciwdziałali „lotnej” ucieczce do kapitalizmu, zwariowanym z ich punktu widzenia nastolatkom,niech już pozostanie w ich pamieci i na ich sumieniu…Faktem jest ,ze po początkowo zachęcającej przychylności i ciekawości miejscowych, szybko …”niebo na Wieprzem” musieliśmy sobie odpuscic ,w obliczu niechetnych twarzy miejscowych gorali. Kiedy Andrzej, po latach zjawil sie w tym miejscu i zapytal wiekowych ziomkow o loty na lotniach sprzed lat, miejscowy goral od razu skojarzyl, ze krecil sie przy tym ksiadz Ryzka, ktory chcial byc blizej nieba.."a te inne lotniarze... to nawet podobne do panocka..."

Wielkiego zalu za Wieprzem nie było i to z 2-powodow…Pierwszy-otoz dzieki szerokim kontaktom wśród pasjonatow-uzyskalismy wsparcie transportowo/logistyczne.. w postaci pojazdu o nazwie syrenka,























później zas.. zajezdzonego..”ZUKA” z kierowca...ktory, majac lotnie zaladowana na pake…nie opanowal hamulcow samochodu i ..wpakowal się czolowo w...tyl samochodu marki ‘Warszawa”ups!…Na szczescie Lotnia tym razem nie ucierpiała.Nie można tego powiedzieć o drugim przypadku-jej naczelny pilot - Andrzej Micinski zaledwie 8 marca..nie mogąc opanowac tej trudnej wprowadzeniu konstrukcji latajacej,uprzejmie wyrznal nia w ziemie,siebie mniej ,natomiast lotnie poważnie uszkadzając…

Przeransportowana do Pszczyny,gdzie brat konczyl Technikum Mechaniczne(o specjalności-kierowca-mechanik;o)), lotnia SEAGULL 3 ,dla historycznej scislosci-skonstruowana na podstawie jednego, jedynego zdjęcia prototypu…z aluminiowych rur ,które w magiczny sposób powstaly,  „przez pomylke”,ale o ....rzadanych przez nas parametrach, jako odpad produkcyjny Zakladow Metali Lekkich w Ketach-odzyskala ponownie swoja swietnosc.













Tak na marginesie,aluminiowe rury konstrukcji krawędzi natarcia wyginane były recznie na…starych felgach samochodowych, natomiast stalowe linki, okucia i pozostaly osprzęt-„dostal skrzydel”… z Centralnego Złomowiska Lotniczego..tylko przez przypadek znajdującego się w naszym rodzinnym miescie… w Oswiecimiu - na bocznicy kolejowej PKP...

Mój starszy o 2 lata brat,Andrzej Micinski(rocznik 1956) jest człowiekiem wielu pasji,nasze wspolne  zauroczenie sportami …wodnymi objawilo się dość wcześnie na ( …nie uregulowanym, a przez to niebezpiecznym), zbiorniku wodnym Kruki k. Oswiecimia,gdzie w ulewnej burzy z piorunami, skutecznie utopiliśmy mala wioslowke (baczek) „wypozyczona” z miejscowego Jacht Klubu.Zreszta, przybyli duza lodzia wioslowa typu DZ, na nasz ratunek ,członkowie klubu,w podobny solidarny sposób,ale nieco później i specjalna uchwala, zatwierdzili nasze wspólne, rodzinne w Klubie czlonkowstwo…ze względu na wiek pretendentow (odpowiednio…4 i 6 latek) -  wspolnie wraz z naszym Ojcem,który nie kryl radości z powodu sformalizowania i niejako rozlozenia na innych czlonkow klubu, odpowiedzialności za nasze.. coz,trzeba to teraz uczciwie przyznać - szalone, ryzykowne pomysły i nieopanowany entuzjazm do.. adrealiny. 
Jako Bracia dostaliśmy wspolna ksywke „Rekinki”..moze z powodu braku ochoty na..wychodzenie z wody..Tak wiec zaraz po przyjęciu do klubu, opanowywany przez Nas był…wyciagniety z dna jeziora..baczek, potem zaglowki „Cadet”,”Pirat”,”Omega”…wreszcie jacht "Vago" i uprawnienia zeglarskie,poparte wysokimi wynikami w regatach.Potem,a w zasadzie w międzyczasie,w miare naszego b.szybkiego zdobywania kolejnych doswiadczen…










były kursy ratownika, kajakarstwo, nurkowanie swobodne i sprzętowe, motorowodniactwo( z nartami wodnymi), druzyna (na poziomie mistrzostw Polski) Wieloboju Morskiego.Jesli dodac do tego nasze umilowanie do Historii,wycieczek, wypraw gorskich,stawowo-jeziorowych, zamkow, palacow, wiatrakow i mlynow itd.itp – cierpliwość i wyrozumialosc naszych Rodzicow należy uznac za..anielska.
Andrzej,(wlaczajac w swoja aktywnosc młodszego brata)zaczal dryfować tez w kierunku motoryzacji w postaci motoroweru(raid motorowerami typu Komar…wokół Polski!),motoru(Avo Simpson-raid po Polsce Poludniowej),czy historycznego ..Citroena BL-11 sport..ktory… za dużo z nami nie pojezdzil..ups!

 I wlasnie wtedy-polowa lat 70-tych, przyszlo zauroczenie „własnymi” skrzydlami,echa poczatkow lotniarstwa na Zachodzie,w postaci pojedynczych zdjęć i krótkich notatek w prasie…przedarly się do Polski i trafily w nasze rece…wprost zza Zelaznej Kurtyny. 

Sloneczny upalny dzień lata 1976 r,kilku desperatów… jak opalający się turyści na jeziorem Miedzybrodzkim, określali z rzadka pojawiających się nad gorna krawedzia Zaru lotniarzy, postanawia pobic rekord dlugosci lotu..ryzykujac przelot nad Jeziorem Miedzybrodzkim..czyli pokonać w poprzek gleboka w tym miejscu doline rzeki Soly,startujac ze szczytu Gory Zar..a ladujac…na zboczach Rogacza,Czupla, lub Magurki..lub gdzie wiatry i szczęście lotniarskie poniesie…Od słowa do słowa-zapada decyzja-probujemy!..Jako zabezpieczenie nadwodnej części lotu…umawiamy się, ze motorowka WOPR’u z Ola…znana pod ksywka „Zaba”, za sterami…która poda ewntualnie pechowemu lotniarzowi wodującemu w jeziorze…pomocna dlon.



Kto mogl w 100% zagwarantować, ze startując z Zaru (761 m.n.pm-ale zaledwie 318 mtr nad poziom jeziora-jest wystarczającym wzniesieniem, aby pokonać około 2.3km w locie postepowym ( z tego około polowy dystansu nad jeziorem)…Biorac pod uwagę doskonalosc lotni (wyżej wyjasniona …) i spodziewane tzw. duszenia nad chlodna woda jeziora…to się moglo udac ...TYLKO przy odrobinie lotniarskiego szczęścia…Kolega Zdzislaw Kolodziej, w losowaniu wyciagna najkrotsza slomke..Andrzej Micinski-mial leciec jako drugi, jak tylko potwierdzimy bezpieczne ladowanie Zdziska..Jak bardzo liczyli się z ewentualnościa... wodowania niech swiadczy fakt, ze Zdzisek miał na kilkumetrowym sznurku przytroczony plastikowy pływak… ze spustu wody w toalecie, który miał umozliwic lokalizacje zatopionej lotni w przypadku wodowania..ups!..Zeby już Was nie trzymać w niepewności…rekordy przelotu w poprzek jeziora Miedzybrodzkiego zostały pobite..sucha noga i bez angażowania motorówki „Zaby”!.. Zdzisek wyladowal na błotnistej lawicy naniesionego pradem rzeki piasku, przy przeciwnej stronie jeziora,zas Andrzeja, który w swojej niecierpliwości poleciał niemal zaraz za Zdzichem,zniosło w kierunku na Polnoc, do Miedzybrodzia Bialskiego,gdzie omijając o włos wieze kościoła Sw.Marii Magdaleny, bezpiecznie wyladowal na lakach.














Wedlug książki nalotow był to jego,Andrzeja już 103 lot!.W ciągu kilku następnych lat nasze wspólne drogi zaczely się lekko rozchodzić, Andrzej został wierny lotnictwu, z hobby stajac się profesjonalista,ja - przenosząc się do Gdyni, do nowo powstałego Liceum Morskiego, pozostałem wierny..wodzie,Wielkiej Wodzie…I mimo, ze wspólnie,w miare moich możliwości spedzalismy „lotne” i nielotne weekendy(kosztem..meczacych ,całonocnych podrozy z Polnocy Polski na Poludnie..i z powrotem…po z reguly bardzo intensywnym weekendzie) ,Andrzeja lotniowe rekordy wzbudzaly moja zdrowa zazdrość.



 























W 1981 roku przekroczyl na lotni magiczny czas 5 godzinnego lotu  ( z Zaru-lot zaglowy z ladowaniem w warunkach nocnych-oswietlenie plyty lotniska..z reflektorow przypadkowych zgarnietych do wspolpracy kierowcow i samochodow!), zas w niecale 3 tygodnie po wprowadzeniu całkowitego zakazu lotow w stanie wojennym(13 grudzień 1981)- chyba z okazji moich urodzin -3-ciego Stycznia 1982(ups!)…już był lotnia w powietrzu…tylko po to,aby ten zakaz zlamac!
W jego książce pilota lotniowego znaleźć można takie miejsca startowe jak; Wysokie Brzegi(Oswiecim), Wieprz ,Juszczyna,Brzuśnik, Magura,  Pasieki, Rogacz, Czantoria, Równica, Żar, Jeżów Sudecki ,Rasowka, Baligród,Nosal, Skrzyczne, Czupel ,Goleszów Kamenec,Czervena Hora, Medveda Hora. Loućna…, na w większości zbudowanych w piwnicy w Oswiecimiu lotniach: Seagul III, RA, Polot, ,Balans, Kanion Bravo, Kanion A., Karat, Z-80,  Europa, Stratus 15C ,Gryfon ,Delta, Kanion India.
Nieco pozniej,Andrzeja zaatakowalo następne zauroczenie-motolotnie! Pierwsza z zaadoptowanym (obciętym!sic!) silnikiem z …trabanta, zabrala Andrzeja w powietrze w Olsanach na Morawach…

 Andrzej Micinski i Zdzisław Sznapka przy motolotni Kanion Bravo z adoptowanym do lotni, silnikiem z motocykla WSK 175 - Zlot Konstruktorów Amatorów w Łodzi,lotnisko Lublinek

Andrzej wylaszowal się na swojej pierwszej motolotni wciągu 1 godziny- otoz po krótkiej dyskusji ze Slavkiem i 5 minutach kolowania po polu kukurydzy…bez zatrzymania( i zgody na start od kierownika lotow, bardziej doświadczonego kolegi Slavka Verenera z Czech ) poleciał w ok.20 minutowy lot…który zabral mu az tyle czasu… aby nabrać odwagi..i wymyslec w powietrzu, jak by tu bezpiecznie wyladowac... Co, jak na późniejszych zdjeciach pilota Andrzeja Micinskiego widać…zakonczylo się sukcesem… Nastepne to motolotnie  Moto, Demon M, Kanion M, Horizont, AntonowT-2…
Wciagajacy bakcyl latania ,spowodowal, ze porzucil rodzinny Oswiecim i przeniosl się do Miedzybrodzia Zywieckiego, zamieszkal z rodzina w Starej Szkole Szybowcowej.. został jej pilotem i mechanikiem…nie rezygnując ,a tylko wzbogacając swoje lotnicze hobby, które stało się zawodem.

Miedzybrodzie stało się tez katalizatorem uczuc…stad pojawily się nasze zony,ktore tez rwaly się w powietrze i to z imponującym skutkiem…Szczesliwie wszystkie swoje loty, zawsze konczyly miękkim ladowaniem…


 Malgorzata Wachmieta-Micinska, tuz przed startem do lotu szkoleniowego...
 






















Halina Micinska – pierwszy lot na motolotni.



Andrzej ze swoim nastepca w pasji lotniczej-synem Gniewkiem.







Andrzej związany cale zawodowe zycie z Gorska Szkola Szybowcowa, został w końcu jej Szefem Technicznym i Kierownikiem Lotow…




 





















 



po to tylko, aby nie rezygnując z pasji lotniczej (i kilku innych…np. przywracanie do ponownego lotnego zycia starych szybowcow,budowy lodzi  motorowej,badania meandrow Histori), przejść ostatnio na jakze aktywna emeryture stajac sie animatorem lokalnych spotkan..rodzinnych, wodniakow,lotniarzy i pilotow...




Z okien swojej pochodzącej z IXX wieku… gorskiej chaty i zbudowanego przez siebie, zaraz obok…obserwatorium astronomicznego …codziennie patrzy na swoje, tak dobrze znane lotnisko…


Pochodzacy z Wapiennicy kolo Skoczowa, Zdzislaw Sznapka 
(rocznik 1940 r)-był dzieckiem II wojny swiatowej,i jako jedno z wielu dzieci w rodzinie, nie doczekal się powrotu ojca, wraz z jej zakończeniem…Matce Bronislawie, na pewno nie było latwo wykarmić i wychować swoja gromadke, wiec Zdziska kariera mechanika samochodowego i ciągnikowego, w niewielkich rolniczych spółdzielniach pracy Beskidow-wydawala się spełnieniem marzen i pomagala Rodzinie wyjść na prosta.Obowiazkowa sluzba wojskowa na lotnisku Marynarki Wojennej w Babich Dolach, kolo Gdyni, była wiec swojego rodzaju nobilitacja..i zaszczepila chłopakowi z gor..zylke do latania,nawet jeśli był tylko..albo az..wojskowym mechanikiem i mistrzem od awioniki i silnikow samolotowych. Niestety do państwowych egzaminow Mistrza w zawodzie mechanika samolotowego, w 1970 roku, już nie mogl przystapic, ze względu na pogarszający się stan zdrowia i przejście na rente inwalidzka.Ale bakcyl do latania, zaszczepiony na wojskowym lotnisku lezacym tuz nad polskim Baltykiem, dzialal.
W raczkującym w 1975 roku calkowicie nowym w Polsce, sporcie lotniczym-lotniarstwie znalazł droge do realizowania swojej pasji do latania..Stalo się to pomimo ,a tak naprawdę wbrew swojej postepujacej niepelnosprawnosci ruchowej, a nazywając sprawy po imieniu -w stanie zdrowia bedacym pelnym inwalidztwem…Zdzisek zbudowal samodzielnie i oblatal lotnie…SEAGULL III (sic!) na pobliskim starym szybowisku w Goleszowie…aby zaraz potem dolaczyc do pionierow lotniarstwa w Polsce , startujących już nie tylko do nieporadnych slizgow, ale do pelnych lotow np.w poprzek jeziora Miedzybrodzkiego z Gory Zar ,czy z Góry Szybowcowej  w Jeżowie Sudeckim…

Ponizej slynna "laweczka lotniarzy" na laczce przy starej Szkole Szybowcowej w Miedzybrodziu.

 


 

Nasi dwaj muszkieterowie, Andrzej i Zdzislaw rywalizację sportową  rozpoczeli  startem w I Lotniowych Mistrzostwach Polski w Wetlinie we wrześniu 1976 r, a kontynuowali wspólnie ,lub osobno, biorac udział w startach w zawodach na Żarze(który stal się w międzyczasie mekka polskich lotniarzy), Eger na Wegrzech i Zakopanem(na Nosalu),

 W przerwie zimowych Zawodow Lotniowych na Nosalu -Zakopane(autor postu)


 Zdzisiek Sznapka był współorganizatorem Pucharu Ustronia, Mistrzostw Śląska,a także organizatorem  Sekcji Lotniowej Aeroklubu Śląskiego,a później  uczestnikiem Lotniowych Mistrzostw Świata  Seniorów pow. 50 roku życia.

Pierwsze Lotniowe Mistrzostwa Polski…na bieszczadzkiej Poloninie Wetlinskiej… ktorych formalnie nie bylo .Czasy były tak pionierskie dla budujących i oblatujących swoje konstrukcje Lotniarzy ...ze proba porównania osiagniec,powstałych w garażach i piwnicach latających konstrukcji, nie mowiac już o technice lotu , czy idąc dalej… współzawodnictwie sportowym, wydawala się niemozliwa. Wydaje się, ze większość „zawodnikow”,ba nawet sama komisja sedziowska składala się z takich fachowcow,ze ich wiedza o lotniarstwie czerpana był glownie z ogolnie znanego obrazu Bruelgela Pietera ‘Upadek Ikara” ups! Byli wiec raczej luzna Jury skladajaca się z fachowcow..innych lotniczych dziedzin, bardziej niż komisja sedziowska.Moze dlatego otwierający 4 dniowa impreze wojskowy …był spadochroniarzem i zawody w Lotniarstwie, czyli czyms co jeszcze było w całkowitych powijakach uzyskalo oficjalna nazwe - I –sze,SPADOCHRONOWE (ups!) Mistrzostwa Polski w Lataniu na Lotniach….Mimo to, zawodnicy tak tlumnie przybyli na zawody ,ze wymagalo to eliminacji wstępnej na malej gorce (ok.100mtr) w Baligrodzie,tym bardziej, ze sprzęt potencjalnych zawodnikow.. w większości był nieoblatany,i miał doskonalosc zblizona do klasycznego spadochronu..,lub swobodnie opuszczonego kamienia…A  „zawodnicy” czesto ( z wylaczeniem może  naszych bohaterow posta),mieli  prawie zerowe doświadczenie lotniowe!!.Pomimo to organizacja zawodow była imponujaca- od huculskich konikow do transportu lotni...ups ! (zamiast OBIECANEGO! smiglowca MI 8...)



 

                                                   
,po zabezpieczenie medyczne,i nocleg w schronisku.Potencjalni widzowie spodziewanych lotniowych katastrof...ups!...tez dopisali - dzięki organizacji docelowego transportu z okolicznych miejscowosci.Moze wiec nawet dobrze ,ze Palec Bozy wisiał nad całym przedsiewzieciem i…gesta mgla uniemozliwiajaca jakakolwiek dzialalnosc lotniowa..prawie caly czas wisiała nad Polonina Wetlinska…Czy zaskoczy wiec Was informacja ,ze kiedy chwilowo mgla się odslonila ...w sloneczny dzien i pokazala ladowisko lezace 440 metrow nizej, komisja sedziowska szybko… odwolala zawody…(sic!)?.Pomimo tego, kilku bardziej doświadczonych lotniarzy,porwalo swój sprzet i…ryzykując dyskwalifikacje i nieprzyjemności…ku aplauzowi pozostałych „zawodnikow”….poleciało!!!.. wykonując bezpieczne loty. W tych czasie rekord Polski najdłuższego lotu lotnia wynosil bodajże 12 minut…

 Zdzislaw Sznapka od początku swojej działalności lotniowej,oprócz aktywnego latania skupial się na działalności konstrukcyjno -  projektowej, w budowie nowych konstrukcji  lotni,ciagle szukając nowych udoskonalen i rozwiazan osobiście,aby nie ryzykować zycia innych pilotow lotniowych,robiąc obloty prototypów . Spod jego reki wyszla cała gama lotni Kanion od prototypu A(alfy ), do L (limy), eksperymentalna lotnia Karat ,a wraz z Andrzejem Micinskim byli pionierami w konstruowaniu licznych  motolotni wyróżnianych na zlotach Konstruktorów Amatorów Lotniczych.


Lotnia Kanion Bravo w locie swobodnym (pilot Andrzej Micinski) i z podczepionym wozkiem motolotni - za sterami konstruktor Zdzisław Sznapka...


Andrzej Micinski i Zdzisław Sznapka przy motolotni Kanion Bravo z adoptowanym do lotni silnikiem z motocykla WSK 175 - Zlot Konstruktorów Amatorów w Łodzi,lotnisko Lublinek(ponizej)

Z jego, Zdziska warsztatu „wyleciało” ponad sto lotni które ,”dostrojone” i oblatane  przez Zdziska,pozwalały polskim zawodnikom bezpiecznie,przynajmniej pod względem technicznym,startować z powodzeniem w zawodach  krajowych i zagranicznych…









Loty...i

Transport lotni na szczyt Czantorii w Beskidzie Śląskim.

Zdobywajac sam doświadczenie w pilotarzu,pomimo postępującego inwalidztwa,Zdzislaw był aktywnym instruktorem lotniowym II klasy,wieloletnim kierownikiem lotow na Zarze w Miedzybrodziu Zywieckim,bedac jednocześnie ostoja zyczliwosci dla wszystkich,zarowno doświadczonych lotniarzy, jak i nowych adeptow tego wymagającego,ba niebezpiecznego,ale pięknego sportu.









Sam tak fizycznie doświadczony przez los, jako priorytet stawial bezpieczeństwo każdego lotu i każdego pilota dopuszczonego do lotow,trzymal piecze na ruchem lotniczym ,dbal o zrozumienie i aktualność komunikatow pogodowych ,sluzyl rada i pomocą techniczna.


Wózek motolotniowy Grand 2000 konstrukcji Zdzisława Sznapki.

Kiedy sam już nie był w stanie latac, Zdzisia niemal codziennie można było spotkać na szczycie Gory ZAR w pobliżu historycznego budynku „Meteo”,przy zbiorniku gornym elektrowni szczytowo-pompowej ,  
gdzie katem oka obserwując starty innych lotniarzy,zarazal bakcylem latania dzieci i mlodziez, która turystycznie zdobywala szczyt.Jego latające modele samolotow i szybowcow... uruchamialy dziecieca wyobraznie.Takiego Zdzisia wszyscy zapamiętamy.. Zmarl w kwietniu 2015 ,a za swoją postawe i osiągnięcia sportowe,konstruktorskie ,a zwłaszcza za społeczne zaangażowanie w pracę instruktorską  w Górskiej Szkole Szybowcowej „ŻAR” , dzięki pomyslowi Andrzeja Micinskiego,ktory zrealizowalo srodowisko lotniarzy,przy okazji swojego corocznego "mikolajkowego zlotu" na Zarze w grudniu 2018 roku...

Zdzislaw ( a niezaleznie Andrzej Micinski) zostal uhonorowany Odznaka"Zasluzony Dzialacz Lotnictwa Sportowego" ,oraz plakieta pamiatkowa ,zajmujac zaszczytne miejsce wśród panteonu osób zasłużonych dla  Gorskiej Szkoly Szybowcowej Zar , jednej z najstarszych Szkół Lotniczych w Polsce.

Gorska Szkola Szybowcowa „Zar” w Miedzybrodziu Zywieckim i jej lotnisko trawiaste o dlugosci około 400 mtr(nachylenie 5 stopni w dolnej części i ok.15 stopni w części ponad hangarami),lezace u podnóża gory ZAR, zna chyba każdy pilot szybowcowy,lotniowy i paralotniowy.Nie popelnie chyba zbytniego bledu jeśli powiem ,ze KAŻDY pilot w Polsce…i cala masa pilotow zagranicznych.Pole wzlotow z góry Zar dziala nieprzerwanie od 1936 roku ( w latach 1939 -1945 wykorzystywana przez okupanta),w 1937 stajac sie już  pelnoprawna Szkola Szybowcowa.Przypomniec wypada, ze loty szybowcowe w pierwszym okresie rozwoju szybownictwa, były wykonywane ze zbocza szczytu góry , po starcie z lin gumowych, wykorzystując noszenia żaglowe.Jako lotnisko gorskie ,ze wszystkimi uwarunkowaniami geograficznymi i pogodowymi,zawsze stanowilo tzw.dobra szkole dla pilotow, na każdym poziomie wyszkolenia, oferując oprócz tzw. żaglowych, również loty falowe.














To tutaj przechodzili swoje szkolenie najlepsi polscy piloci,w tym idący w slady Ojca,miejscowego lekarza i pilota, piętnastokrotny! Mistrz Swiata i szybowcowy „zdobywca” Himalajow( z przelotem nad Annapurna w 2013 r.) Sebastianem Kawa.To wlasnie poniższe zdjecia ,z jego strony Internetowej, pokazuja okolice Miedzybrodzia…i Gory Zar z lotu ptaka.(Pozdrawiam, Sebastianie;o))















Szkola się tutaj zresztą nie tylko piloci szybowcowi – np.slynny z miękkiego(bez podwozia) ladowania Boeningiem 767 w Warszawie, kpt.Tadeusz Wrona,tez szkolil się na Zarze… 
Magia tego miejsca ,jest magnesem również dla ludzi kompletnie nie związanych z lotnictwem,system elektrowni szczytowo- pompowej (oddana do eksploatacji w 1979 roku ),z gornym zbiornikiem o pojemności 2,3 miliona ton wody na szczycie Zaru,kolej linowa PKL  wykorzystujaca zmodyfikowana trakt przedwojennej kolejki linowej…do wciągania szybowcow na szczyt, oraz nartostrada obslugiwana przez te kolejke - to tylko niektóre z miejscowych atrakcji.A przecież jesteśmy wśród gor Beskidu Zywieckiego i Slaskiego, w pobliżu przepięknych jezior-Miedzybrodzkiego, Zywieckiego i Czanieckiego…zaledwie pare kilometrow od Zywca i Bielska-Bialej…







   











Wlasnie na gorze Zar i lotnisku Gorskiej Szkoly Szybowcowej-jak w soczewce skupily się lotnicze pasje pochodzących z roznych stron Polski i ..Czech naszych 3 sorry, 4 muszkieterow!. 

To wlasnie o droge do Miedzybrodzia, na Zar, zapytala mnie sympatyczna para, Jola i Janusz Karasiewiczowie ,którzy wlasnie dojechali samochodem z Plocka i najwyraźniej zagubili się  wśród uliczek Osiedla w Oswiecimiu.Szukali wyjazdu na miasto Kety..bo z tamtad ..."już przecież(prawie) prosta droga".Nie chcieli uwierzyć, ze wlasnie pare minut temu przyjechałem ze szkoły ..z Gdyni i ze zaraz(po odwiedzeniu Rodzicow i wspólnym sniadaniu w Oswiecimiu),tez będę jechal bezpośrednio do Miedzybrodzia, do brata Andrzeja...aby z nim spedzic „lotny” weekend…Jola i Janusz, zaproszeni do mojego domu rodzinnego,zostali prawie natychmiast „zaadoptowani”  przez Nasza(Andrzeja i moja ) Mame Haline…co było zapewne jednym z powodow..,ze w stosunkowo niedlugim czasie…przeprowadzili się do Oswiecimia,wykupując czesc wygodnej kamienicy na Rynku Starego Miasta…
















Jola i Janusz Karasiewiczowie – przygotowania do lotow w Miedzybrodziu...

Janusz (rocznik 1954)od dziecinstwa pasjonowal się lotniczym modelarstwem i..renowacja starych motocykli, bedac zmuszony swoje marzenia o lataniu, ze wzgledow zdrowotnych(problemy z uchem), na długo odlozyc na polke.Wysokie skarpy Wisly były natomiast swiadkiem jego pierwszych lotow lotnia, która zbudowal wraz z Lechem Czurakowskim…W lecie 1975 roku przyjechal na ZAR do Miedzybrodzia, na I Zlot Pilotow i Amatorow Lotni…gdzie spotkal sie po raz pierwszy tez z Andrzejem Micinskim.Już wtedy jego marzeniem, oprócz latania na lotni i motolotni…była samodzielna budowa samolotu…może dlatego żeby mogl nieskrepowanie latac jako pilot,wbrew lekarskim opiniom. Już po przeprowadzce do Oswiecimia,w początkach lat 80-tych wspolorganizowal I i II Zlot Motolotniowy Poludniowej Polski na oswiecimskich lakach,które staly sie miejscem odbycia pierwszych, polskich zawodow motolotniowych.


Janusz Karasiewicz(w okularach) przy probach silnika motolotni na lakach oswiecimskich(kolo autora postu-w bialym swetrze;o)).


We wczesnych poczatkach lat 80-tych,duza czesc jego obszernego mieszkania w Oswiecimiu zamienila się na …wytwornie malych samolotow.To tam powstaly dwa samoloty ultralekkie-Hovey „Wing Ding”,oraz Evan’s "Volksplane".



  
Janusza Hovey „Wing Ding”w pelnej krasie,oraz Evan’s "Volksplane".





Ten drugi,bedac wykonczonym i  już po dokonaniu jego oblotu..stracil zainteresowanie Janusza, który glowe  miał pelna..nastepnych pomyslow i planow nowych konstrukcji.


Jola i Janusz Karasiewicze , z Andrzejem Micinskim na Lotnisku  w Miedzybrodziu

Jola musiala się pogodzic z tym, ze zycie rodzinne Karasiewiczow, musialo się zmiescic na duzej, ale jednak ograniczonej powierzchni mieszkania,gdyz wychodzace na Rynek pokoje zajete były przez budowane samoloty. Natomiast gdy przyszedl czas na oblot „Wing Dinga” (wojskowy,zawodowy pilot oblatywacz,w czasie Zlotu Pilotow,Konstruktorow Amatorow Lotniczych we Wroclawiu w 1986),aby wyciagnac z mieszkania kadlub Wing Dinga…trzeba było wymontowac okna-bez zgody konserwatora zabytkow,za to przy apluzie zebranego tlumu...ups! W koncu to był oswiecimski Rynek Glowny Starego Miasta.

Samolot dojechal z Oswiecimia do Wroclawia na dachu starego mercedesa beczki,z nasza Mama jako „pilotem”…zaprzyjaznionego kierowcy,natomiast skrzydla do Wroclawia dowiezlismy… w przyczepie szybowcowej wypozyczonej z Zaru.Wiekszosc widzow Zlotu,sami majac lzy wzruszenia w oczach,nie mogli widziec jak Konstruktor- Janusz , jego najblizsza rodzina i przyjaciele… rycza jak bobry,kiedy po kilkukrotnym kolowaniu – „Wing Ding” swobodnie poderwal się do lotu…Komisja techniczna nie chciala uwierzyc ,ze Janusz –w koncu samouk, w warunkach „domowych” mogl uzyskac taka precyzje i jakosc wykonania samolotu.
A Janusz przeciez dopiero rozwijal skrzydla.Wraz z innym slawnym Pilotem/konstruktorem(Eugeniuszem Pieniazkiem -historia slynnej „Kukulki”- warta osobnego postu!) na podstawie oryginalnej dokumentacji przemyconej dzieki innemu muszkieterowi(ups! ;o))... z zagranicy (kilka tysiecy rysunkow!)zbudowali poczatkowe 4 (sic!) repliki dwuplata ,dwuosobowego samolotu Jungmann, bedacego samolotem szkoleniowym pilotow Luftwaffe, przed i w czasie II wojny swiatowej.Spojrzcie na zdjecia ..Nie były to proste latajace maszyny ,ale powazne statki powietrzne,w opini srodowiska pilotow – wypieszczone (tzw.”reczna robota”),zdolne do akrobacji lotniczej , dziela sztuki…
















         Zdjecia Janusza i jego Jungmannow.








(Zdjecia publikowane dzięki uprzejmości Wojtka Gorgolewskiego(firma Gorpol)-pozdrawiam ;o)

Janusz na początku lat 1990-tych,zdobył wymarzoną licencję pilota i bardzo szybko nadrobił lata, kiedy nie mógł latać. Kilka razy przeleciał swoimi "Jungmannami" nad kanałem La Manche,latal we Francji, Niemczech,Czechach, a z lotniska w Bielsku Bialej wykonal ponad  3000 lotow   ..w celu ich,Jungmanow i budowanych we wlasnej wytworni innych samolotow lekkich (np.slynnych Tulakow ) osobistego,podobnie jak Zdzisiu, oblatania.

Produkcje „Jungmannow”- których powstalo ponad 30 (sic!) sformalizowal w 1995 roku. Zaprosil mnie do swojej firmy – „Serwis Samolotów Historycznych J. Karasiewicz” w Jasienicy kolo Bielska Bialej, w której powstawały samoloty "Jungmann",w wersji  Bücker T-131P i  T-131PA  „Bucker” i  "Jungmeister",(repliki samolotow z lat 1930-tych), oraz wiele typów samolotów ultralekkich.













W Serwisie Samolotów Historycznych został opracowany również projekt samolotu T-131 PA ”Jungmann Lycoming” napędzany silnikiem czterocylindrowym typu Lycoming o mocy max 140-160 KM (102-118 kW).Janusz własnym przykładem potwierdzal, ze jego samoloty nawet w „w polskiej” wersji, doskonale nadaja się do akrobacji,nie majac „wrednych” zachowan,wybaczają czesto oczywiste bledy w pilotażu.I maja to cos ..,zwane Dusza…
Rownoczesnie porownywal popularne, masowo produkowane „Cessny” do kompaktowego „ babskiego”ups! samochodu do „ jezdzenia po niebie”.Zdarzalo się ,ze wyprodukowane przez Janusza „Jungmanny” stanowily (czasami już z kolejnymi wlascicielami) glowna atrakcje zlotow samolotow historycznych, zas przemalowane w odpowiedni kamuflaz dla  obu stron konfliktu.. wystepowaly w filmach fabularnych grając symulowane walki powietrzne…Byłem świadkiem, jak po latach potrafil ,po niuansach konstrukcyjnych..i np.grubości warstwy lakieru, bezblednie wskazać każdy egzemplarz, który wyszedł spod jego reki.I mówimy tutaj o człowieku który nigdy nie marzyl, żeby zostac konstruktorem, od zawsze chciał być pilotem…

  











Jak wspomina Wojtek Gorgolewski,Janusz ,czlowek cieply i bardzo zyczliwy,nigdy nie odmawial kolegom pilotom możliwości „przelecenia” się jego samolotami.Nie jest to wśród konstruktorow/pilotow zbyt popularna cecha, szczególnie kiedy prezentują ( a była to prezentacja zbudowanego przez Janusza i wypieszczonego do granic możliwości popularnego w Czechach Tulaka…z silnikiem nizej opisanego Slavka Vernera), całkowicie nowe „zabawki”. Janusz przymierzal się, na zlecenie Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie, do generalnego remontu historycznego samolotu RWD-13, niestety tego remontu nie zdarzyl już przeprowadzić.Po bezpiecznym przelocie i ladowaniu swoim nowym ,wypieszczonym Jungmanem, z Bielska do Bydgoszczy, bedac zaproszony na 60 rocznice powstania lokalnego aeroklubu, zginal smiercia lotnika…zaledwie kilka minut później ,oblatując, ze znakomitym pilotem Karol Kubitem, jego,Karola...  również jak z pod igly ,nowego FK-12 "Comet".


Nie ma motolotni, nie ma samolotu..w tym Historycznego, który poleci bez motoru, a raczej bez silnika…a tychże brak był wprost dramatyczny w tych pionierskich czasach…jeśli bylyby ..chocby nawet trudno, dostępne w tych czasach... motolotniarstwo i budowa replik samolotow historycznych rozwijalaby się zdecydowanie szybciej… a moze nawet poszla ..jesli nie inna, to na pewno dużo szybsza sciezka…


Czemu napisałem MOTORU? Bo dla Pravoslava(Slavka) Vernera,latanie na lotniach , mimo znaczących sukcesow, również w zawodach…to było mało.
W końcu lat 70-tych ubiegłego już wieku , w Miedzybrodziu pojawil się Slavek Verner..Czech z Sumperka ..po prostu, jak wszyscy dedykowani lotniarstwu muszkieterowie – w celu poszukiwania nowych miejsc do lotow. Fama o Zarze , stającym się w międzyczasie prężnym ośrodkiem lotniowym,w którym organizowano zawody o randze Mistrzostw, już dawno przekroczyla granice państwa , zresztą nie tylko Polski Poludniowej.
Ponieważ Slavek trafil tutaj na dedykowane lotniarstwu towarzystwo,został szybko zaadaptowany przez pozostałych muszkieterów i dolaczyl to miejscowej „Bohemy”skladajace się nie tylko z lotniarzy , ale także ich zon i dzieci, dla których szczególnie sobotnio niedzielne loty,lub zawody lotniowe - kiedy było nas najwięcej, stało sposobem na spędzanie weekendow.


























Dla czesci z lotniarzy,majac tydzień zajęty praca zawodowa,przeprowadzka na weekend,wraz z cala rodzina, (z np. busemi i namiotem),na laczki wokolo Starej Szkoły Szybowcowej, w której w tym czasie mieszkal Andrzej Micinski ,oraz  starego hangaru ,który wypożyczono z Aeroklubu na magazyn lotni,było wprost ..jedyna weekendowa opcja.Cale to towarzystwo wygladalo jak tabor cygański na chwilowym postoju…Co najbardziej zaskakiwalo, była swiadomosc, ze ilość (cygańskich ups!)patelni na ogniskach ,nigdy nie przekraczala wielkiej ilośći coraz bardziej kolorowych lotni w roznym stopniu montażu i przygotowan do lotow, kontrastujących krzykliwymi kolorami z zielona trawa.Jako haczyk dla noworyszy dolaczajacych co rusz do obozowiska i slynnej drewnianej "laweczki lotniarzy",powtarzano jako plotke ,ze wśród czlonkow rodziny jednego z lotniarzy,oprocz zony jest także MALPA..(co zresztą było prawda!)…ale nie będziemy rozwijać tutaj tego tematu,bo to opowieść  o jeszcze jednym …podniebnym muszkieterze..tym razem.. bieszczadzkim..(może do niego wrócimy w innym poscie;o))
Już rok później,Slavek Verner pojawil się(o ile pamiętam.. z kilkoma kolegami)na Lotniowych Mistrzostwach Slaska, mocno już zaprzyjaźniony z Andrzejem, Januszem i Zdziskiem.W roku 1980 regula się stało ,ze z Klubu Lotniowego Sumperk II i z czeskich Moraw, zapraszano ekipe kilkunastu lotniarzy na Miedzybrodzkie Lotniowe Zawody Klubowe ,oraz na Lotniowy Puchar Ustronia,którego organizatorem był Zdzislaw Sznapka ,lotniarze z Cieszyna i okolic.














Slawek 2-gi z lewej , 3-ci z lewej – Andrzej Micinski
Na zasadzie bezwizowej wymiany i angażowania władz obu krajow ups!... dzieki Slavkowi, z jednej, a Andrzejowi i Zdziskowi, z drugiej strony granicy ,podobna ilość polskich lotniarzy brala udział w imprezach lotniowych w Czechach.Pamietajmy, ze dzialo sie to w nielatwych czasach i dluuugo przed wstapieniem naszych krajow do Uni Europejskiej...

 Slavek ,zarażony choroba zwana motolotnie, na początku lat 80-tych, zaczął próby adaptacji jednocylindrowego silnika zuzlowego motocykla Jawy ( z reduktorem), na potrzeby napędu motolotni i paralotni.Stad moj powyzszy wtred dotyczacy MOTORU!;o)). Po roku prob i bledow, zrezygnował z tego silnika i stal sie inicjatorem (w 1981 r.) takiego „przycięcie” silnika masowo dostępnych Trabantow… aby można go było…zabrać w powietrze...Pomysl szybko został podchwycony w srodowisku motolotniarzy..
 11.09.1082 roku podczas pobytu w Olśanach koło Śumperka zaproponował Andrzejow Micinskiemu laszowanie się  jego motolotnia . Po kilkuminutowej dyskusji i ok. 5 minutowym szkoleniu w kołowaniu po …polu kukurydzy , Andrzej wbrew rozsadkowi wystartował w powietrze i dalszą naukę odbywał już samodzielnie… by po 18 min lotu wylądować spokojnie w miejscu startu.
Modernizował i produkował ten silnik,do czasu, az uzyskal taka doskonalosc i niezawodność, ze nie tylko używano go do napedu samolotow ultralekkich ,ale tez znalazł  zastosowanie w  polskich poduszkowcach i w agregatach do awaryjnego oddymiania warszawskiego Metra! 











W latach 90 tych Slavek zainteresowal sie silnikami z cylindrami w układzie gwiazdy, co dało w efekcie całą rodzinę silników z rodziny Scarlett - 3, 5,7 i 9 cylindrow o mocy  150 -170 km stosowanych we współczesnych replikach samolotów historycznych z okresu I wojny światowej. Zreszta dajmy przemowic zdjęciom...












Na marginesie tylko dodam, ze podobnie jak Andrzeja ,Janusza i Zdzislawa – z młodzieńczego hobby – jego lotnicze pasje staly się businessem… pod nazwa Verner Motors i podobnie jak u pozostałych, Slawka podejście do bussinesu było doprawdy…muszkieterskie.Nie tylko wszystkich ich cechowala rzetelność w tym co robili ,(w końcu w lotnictwie nie ma marginesu na jakikolwiek blad),kolezenskosc i lojalność dla przyjaciol i innych pilotow , ale również ten mlodzienczy entuzjazm i gotowość do szukania coraz to nowych ,lepszych rozwiazan…
Przyklad Slawka – jest gotow do pomocy nawet za granica i w daleko większym zakresie, niż wynikałoby to z obowiazkow producenta silnikow..Kiedy niedawno zawiodl silnik w jednym z dwóch lecących w przelocie samolotow historycznych.i oba ladowaly w przygodnym terenie w Czancu pod Ketami…wystarczyl jeden telefon i Slawek z Sumperka,dzięki lancuszkowi pilotow i ludzi dobrej woli, w bardzo krótkim czasie doleciał z częściami zamiennymi do Miedzybrodzia ,potem samochodem dotarl na pole awaryjnego ladowania w Czancu i…naprawil silnik ,co umozliwilo pilotom dalszy lot...














Przyklady podobnych dzialan wszystkich wymienionych ..muszkieterow moznaby mnozyc..
Charakterystyczne ze,pomimo staran, nie udało mi się znaleźć choćby jednego wspólnego zdjęcia …wszystkich opisanych wyżej podniebnych muszkieterów…Moze dlatego ze moja pasja fotografowania..wszystkiego co sie rusza i..nie... w tym czasie oparta o aparat "Druch" i "Zorka" nie byla..nazwijmy to wpelni rozwinieta..Brak wspolnego zdjecia nie znaczy oczywiście, ze nie byli przyjaciolmi,nie spotykali się przy okazji zlotow,zawodow ,oblotow nowych konstrukcji czy…np. lotnych ,opisanych wyżej servisow,czy technicznej pomocy… 
Uwierzcie mi jednak, ze regula muszkieterów - ..”jeden za wszystkich, wszyscy za jednego..”








w sposób naturalny, wprost oczywisty, obowiazywala i zobowiazuje wszystkich dedykowanych BLEKITOWI , nie ważne... któremu WIELKIEMU BLEKITOWI sa dedykowani…i po której aktualnie Jego stronie …ROZWIJAJA SWOJE SKRZYDLA…






© cpt.Roman Micinski