piątek, 3 lipca 2020

#90-BRAZYLIA,KUBA ,VENEZUELA-ZAGUBIONE W DZUNGLI-WODOSPADY..WODOSPADY!


 cpt.Roman Miciński      








                                                                                        
...ZABIORĘ WAS ®
© cpt.Roman Micinski
 ________________________________________________________

Zrodla atawistycznych checi czlowieka, od tego pierwotnego..do wspolczesnego... do przebywania w poblizu spadajacej z wysokosci wody... sa oczywiste.Podobnie jak wszystkie zachowania "krawedziowe" - wysuniete nad przepascia skaly, wysokie drzewa, najwyzsze budynki,szczyty gor ,kaniony,mosty nad przepascistymi korytami rzek i kanionami- sciagaly zawsze tlumy zadnych wrazen  obserwatorow, czyli „desperados” wykorzystujacych te miejsca do swoich niecnych ,tajemniczych obrzedow - od prob wykonania spektakularnych zdjec.. do spektakularnych wyczynow,czesto ostatnich w ich, „desperados” zyciu... Ostatnio - polski student ,w kanionie rzeki w Chorwacji...





















Wodospady wpisuja sie, podobnie jak przydomowy grill ,czy ognisko w lesie (ups! Nie cwicz tego w domu , w lesie ,na lace,sawannie, szczegolnie w czasie suszy)- w liste zachowan atawistycznych,(uporczywe wpatrywanie sie w ..kosc,ser,ogien i ..pchanie w niego reki-zeby sie sparzyc) ktorym nie sposob sie oprzec. I tak, jak najwieksze, najlatwiej dostepne i  najslynniejsze z nich, w sposob zorganizowany,ba.. mocno komercyjny, sciagaja z calego swiata tlumy turystow, tak te mniejsze, zagubione czesto w niedostepnych,lub slabo dostepnych obszarach sawanny,buszu, czy w niedostepnych przecietnemu turyscie, wysokich gorach, pozostaja jakby niedoceniane,nie odkryte, lub zapomniane i ignorowane.Ogladajac tak popularne zdjecia tych najwiekszych jak Niagara,czy Iguazu...

Komercyjne zdjecie ,komercyjnych wodospadow  Iguazu, w porze deszczowej-granica Argentyny i Brazyli, do rzeki Parany wpadaja wody rzeki Iguazu...4 kilometrowa wygieta w luk kaskada o wysokosci od 60, do 80 mtr- swoim rozmiarem przekraczajac wymiary slynnej Niagary.

 ,wodospady Victorii,czy coraz latwiej dostepnemu, najwyzszemu na swiecie- Angels Falls w Venezueli, zawsze zastanawialem sie... Kto upomni sie o te male,ktore np. w porze deszczowej ambitnie, z wielkim szumem i wyrywajac drzewa z korzeniami, przedzieraja sie przez busz,zas w czasach suszy.. ledwo tocza swe wody?.Wiec,pomimo trudnosci wypraw wymagajacych przedzierania sie do nich, czesto przez gesty busz.. trzeba sie tam wybrac..! ,
A przeciez tych najslynniejszych,najwiekszych najbardziej popularnych i skomercjalizowanych jest tak wiele, 
wiec sa olbrzymia konkurencja dla tych mniejszych i zapomnianych. Specjalne wycieczki, czy zorganizowane wyprawy dowioza Was do miejsc w ktorych Natura ma tylko drugie slowo-obudowane kamiennymi schodami,
barami sieciowych fast foodow,oblatywane helikopterami 

 i oplywane szybkimi motorowkami...traca ze swej naturalnej swiezosci..choc sa ciagle majestatyczne..i przyciagajace...znane w milionach, podobnych do siebie zdjec.
Liste tych najwiekszych otwiera oczywiscie Angel Falls – bezprzecznie najwyzszy na swiecie wodospad w Venezueli, z imponujacac 979 metrowa wysokoscia.Tuz za nim plasuja sie, tez grubo ponad 900 metrowe, wodospady Tugela w RPA(KwaZulu Natal) i peruwianski wodospad 3ch Siostr(Cataratas las tres Hermanas)..i cala dluga lista 800 metrowych-w norweskich fiordach, USA,Kanadzie i Nowej Zelandii.Nawet niewielka wysepka na Oceanie Indyjskim- Reunion (tuz kolo Mauritiusa) -poszczycic sie moze 725 metrowa Kaskada( Trou de Fer).
Podobna, aczkolwiek w miniaturze,role atrakcji w innej,nieduzej Republiki Bananowej ..Polski ;o((  odgrywaja nasze tatrzanskie Wodogrzmoty  Mickiewicza..choc widocznie jeszcze za malo grzmia na to, co w tej Republice Prostego Banana sie dzieje...ale jak mowilem w poprzednich postach - o polityce na Zabiore Was nie rozmawiamy..choc wtrety same cisna sie ...na pioro... Bialego Orla..howgh! ;o))
















Pod wzgledem ilosci turystycznych wizyt, przoduja oczywiscie te moze niezbyt wysokie, ale majestatycznie wielkie...  w tym wymienione Iguazu ,Niagara i Victoria Falls na rzece Zambezi.
Ten ostatni odkryty dopiero w 1855 roku przez Szkota misjonarza i odkrywce, uznanego za zaginionego, w koncu odnalezionego w buszu, Davida Livingstona, doczekal sie  juz w 1905 roku mostu..kolejowego spinajacego brzegi Zambezi... tuz pod wodospadem.

O powyzszych znanych i odwiedzanych mozna by bez konca..,zreszta wszystko znajdziecie na Internecie...ale mnie zachcialo sie... Zabrac Was.... do tych kilku mniejszych, choc nie mniej urokliwych, ale zagubionych, badz w buszu Brazyli,czy gorach Escambray na Kubie, czy w ciagu rzeki Kelani  na Sri Lance.
Europejskie siklawy ,nawet te bardzo imponujace w Alpach (od Francji,przez Austrie,Szwajcarie ,po Wlochy),w Norweskich Fiordach,Szwedzkich i Finskich skalistych gorach,Islandi i na wyspach Owczych ..darowalem sobie, bo te sa stosunkowo latwo dostepne(chyba, ze leza tak wysoko, ze tylko w zasiegu alpejskich wypraw wspinaczkowych) i napewno tam juz byliscie..ups!
Kilka afrykanskich z kolei wodospadow, ktore udalo mi sie odwiedzic w Keni,Tanzani,.... i Kongo wpisaly mi sie w zyciorys zawodowy, przy okazji odbytych we wczesnej mlodosci pierwszych afrykanskich safari...I mimo, ze pozniej do niektorych wracalem, wrazenia z tych pierwszych, mlodzienczych , wykonanych w wieku okolo 20-25 lat wypraw... pozostaly niezatarte. Odgrywaja one istotna role w zaopatrzeniu w wode nie tylko tzw. Game 4, czyli najwiekszych ssakow kontynentu (slon, lew, nosorozec, hipopotam - na ktore z takim umilowaniem przyrody..ups! przez wieki organizowano polowania ,a ostatnie dziesieciolecia ..klusowano),ale woda z tworzacych je rzek,jest podstawa bytu miejscowej ludnosci i milionow mniejszych zwierzat...Na zdjeciu sawannowy ( Kenia)wodospad w porze deszczowej.

Niestety zdjecia z tych miejsc,skupiajacych cale stada czesto ,na codzien smiertelnych wrogow... u wspolnego wodopoju pod upadajaca woda wodospadow w Afryce ..istnieja  w postaci mocno zniszczonych zebem czasu slaidow ORWO-COLOR-wymagajacych mnostwa dodatkowej pracy, aby mogly byc opublikowane.
Do tych malych wodospadow, ktore odwiedzimy ,do tych  zagubionych w buszu Brazyli,Venezueli ,Kuby czy Cejlonu(Srilanki) dostanie sie jest juz jakims wyzwaniem-wymagaja nie tylko dobrej logistyki, chocby z racji dysponowania bardzo ograniczonym czasem ,ale tez,przynajmniej poczatkowo, klasycznych srodkow transportu ,






 wytrwalosci w przedzieraniu sie przez busz ,

















lub transportu... ktorego chec do wspolpracy trzeba niemal wyprosic na kolanach, a jeszcze po uzyciu, taki sprzet dokladnie wykapac ;o))

























Dostanie sie pod wodospad wymaga czesto przeplyniecie na druga strone rzeki, 
 niecodziennych umiejetnosci i odrobine zachodu,

lub(jak w przypadku Kuby)znajomosci miejscowych zwyczajow... w zdobyciu np. lodzi..(jesli chcesz ja wynajac ..musisz przybyc z wlasnym paliwem do silnika..;o))

Zreszta jak sie okazywalo przy okazji kilku wypraw na Kubie - wieksza ilosc plynu do chlodzenia zagotowanych i przeciekajacych chlodnic silnikow wynajetych samochodow,przegrzanych w koncu, w  nie, az tak wysokich gorkach... tez lezala w gesti wynajmujacego transport...czyli kienta.

 Uwierzcie mi,w zagubionych w gorach wioseczkach,zdobycie tychze plynow graniczy z niemozliwoscia..w przeciwienstwie do np. rumu,ktory mozna sprobowac w kazdej napotkanej chacie.Uzywac go jako silnikowego chlodziwa...jednak nie odwazylem sie, gdyz mogloby to zakonczyc sie spektakularnym ..BUM!;o))


Trzeba bylo,podobnie jak miejscowe zolwie i niebieskie tarantule u wodopoju, podchodzic do takich przeciwnosci losu, w dotarciu do celu... ze stoickim spokojem i mina pokerzysty..no coz taki to miejscowy ,kubanski folklor..






Dobrze, ze na Kubie,nad stoickim spokojem czlokow kazdej z wypraw – czuwal ,podarowany przez Kuby naczelnego Szamana Woo-doo tzw. MAGIC STICK - magiczny kij, ktory sprowadzal dobra pogode, odstraszal weze i zmije, wogole czuwal nad bezpieczenstwem pelnych przygod, wypraw...



























Tak , na powyzszych zdjeciach znajdziecie kubanska zmije, ponoc jadowita, ponoc dosc smiertelnie ;o)) –nie moge potwierdzic..nie sprawdzalem, gdyz zawczasu „wykryta” przez Magic Stick ,bezpiecznie zniknela w lesnej sciolce.



Cudowny Kijek..przynosil rowniez tzw. traperskie szczescie w postaci zobaczenia i sfotografowania rzadkich i trudnych do sfotografowania, bo bardzo plochliwych ptakow- np KUKURUKUKU ( zdjecie znad Rio Negro..wyczekane w gestym buszu, z palacym cialem, po ugryzieniach czerwonych(oj boli!) i czarnych (oj! bardzo boli!!)mrowek i..juz po zachodzie slonca).










Traperskim szczesciem bylo tez zrobienie kilku zdjec ..kolibrom w gniazdach... Kto znajdzie gniazdo kolibra na tym zdjeciu?


...to moze chociaz na tych?





























..no bo na tych,jakie gniazdo kolibra jest... kazdy juz widzi..


























Kolibrom, wysiadujacym  jaja,nad niemozliwa bez sprzetu i lin...do pokonania skala,gdzie..praktycznie wiszac nad przepascia  na jednej rece, z jedna noga ledwo zaczepiona na wystepie skalnym...prostym aparatem tzw. Glupkiem- udalo sie zrobic powyzsze zdjecia. Dzialo sie to u wejscia do jaskini , skad wyplywala rzeka zmieniajaca sie w szereg urokliwych kaskad...godzine drogi przez busz w dol jej biegu..Caly poniesiony wysilek dla tego jednego..jedynego naprawde udanego zdjecia...
Udajac sie na taka wyprawe,na podstawie iluzorycznych wskazowek ludnosci miejscowej....”tak z godzine w te strone,tak wdluz strumienia ,a potem pod szczytem trzeba jakos w prawo i tam juz bedzie ta jaskinia..:..trzeba sie liczyc z tym, ze nic nie bedzie tak jak sie nam wydaje.Dwie godziny..zajelo nam 4 godziny przedzierania sie przez busz  w jedna strone..nie liczac dojazdu 80 km, w jedna strone podrozy samochodem...z przegrzewajacym sie na byle wzgorku, silnikiem.
Na etapie przygotowan trzeba tez przewidziec, z kim sie wyprawiamy na wyprawe ..inaczej polowe czasu spedzimy na przekonywaniu partnera, ze napewno nie zbladzilismy, a z kazdego nawet najwiekszego buszu zawsze jest droga wyjscia..moze nie zawsze na ta sama strone wyspy... Kuby ,ale wyjscie jest!. Zreszta po drodze czeka tyle niespodzianek i ...premii lotnych , acz ulotnych ;o)),







ze czasami warto sie dobrze zgubic, zeby bylo ciekawiej i trudniej sie odnalezc...A po drodze tyle sie przeciez moze zdarzyc...















Jak juz na Kube trafilismy to kontynuujmy ... nie bede Was trzymal w niepewnosci,tym bardziej, ze jeszcze Brazylia,Venezuela i Sri Lanka czekaja na swoja kolej...wiec.. Powyzsze zdjecia to gory Escambraj ,ze swoimi lasami deszczowymi, doplyw rzeki Rio Negro i..jej okolica.
Po drugiej stronie doliny,inna wyprawa i nie mniejsze wrazenia...Jak mowilem wyzej - wyplywajaca z jaskini(tej z kolibrami) rzeka,po kilku kilometrach przedzierania sie przez busz i w dol stoku,



















odslania wpierw urocza, zielonkawa kaskade...do ktorej, ryzykujac poslig na zielonych od porostow kamieniach 


,



..dostac sie nie bylo latwo,ale nie moglem odmowic sobie wejscia…W koncu nie codziennie mozna poprosic kogos o zrobienie takich zdjec..dobrze sie zlozylo, ze mialem kogo poprosic….gdyz czesto podobne wyprawy robilem solo...tylko z pomoca lokalsow..
























Tutaj wypada zrobic wtret  z pisanych formul BHP- nie cwicz tego sam… w domu tez! Zreszta cwiczenie tego samemu w kubanskim lesie deszczowym , kilkadziesiat kilometrow od szpitala i wogole cywilizacji, nawet w towarzystwie…powiedzmy…kolegi fotografa, tez nie jest zalecane…Ale wtedy nie byloby zdjec do Zabiore Was…tak wiec z lekka taka niesmialoscia, lekkim takim strachem i  obrzydzeniem na lamanie praw BHP w dzungli..zdjecia powyzsze udalo sie zrobic ;o))…














































...aby pozniej, juz blizej dna doliny,okolo godziny drogi przez dzungle,od niewielkiej wioski,ostatniej cywilizacji ludzkiej, odwiedzic kolejna kaskade, tym razem czesc rzeki przedzierajaca sie( w czasie torentialnych deszczow po przejsciu czestych tutaj karaibskich huraganow)..przez droge i juz latwiejsze w dostepie, laki...

Tropikalny las deszczowy..pada co 15 minut z kazdego kierunku...







































Tak to jeszcze do niedawna byla droga,lesna ,trzeba by powiedziec ,buszowa, ale czasami uzywana do komunikacji skracajacej droge przez gory…

tyle po niej zostalo po przejsciu zaledwie jednego karaibskiego huraganu….moglismy pokonac ja tylko pieszo zostawiajac samochod i czesc sprzetu… daleko w tyle.Ale to juz byla kolejna wyprawa...



Osobnym ,ale nie mniej pieknym tematem sa kubanskie jaskinie, wymyte przez miliony lat przez nawet te male, a w porze suchej calkiem niepozorne wodospady, do niektorych z nich,tych blizej wybrzeza mozna dostac sie tylko droga wodna , a dokladniej ..podwodna ( z dobrze zabezpieczonym aparatem fotograficznym!), ale przejrzystosc wody,mimo, ze lekko czasami posolonej( maja podziemne polaczenie z..morzem karaibskim,ba w niektorych na  wybrzezu mozna zobaczyc koralowe ryby..przyplywajace tutaj , aby w slodkiej wodzie oczyscic organizm z soli(sic!).

















Ale wierzcie mi, wszelkie wysilki ,aby podwodna "droga" dostac sie do tych pod-wodospadowych jaskin..sa warte widokow jakie tam zastaniemy...







Trzeba tez do takich miejsc kilka razy powrocic,zeby sie nimi nasycic i nie przeoczyc szczegolow..a moze nawet zabrac ten zapach dzungli... (i  sadzonki pasorzytujace ....na innych roslinach)... ze soba..

















 A teraz moze inne wyprawy, inny czas ,kontynent, a dokladniej wyspa Cejlon( Sri Lanka) –pokonujac meandrujace wsrod olbrzymich glazow, rwace rzeki  ,oraz obserwujac zwierzeta majace niezla zabawe z woda,przenosimy sie w inny swiat.Takie wyprawy przynosza calkowicie inne wrazenia.

Rzeka Kelani przedzierajaca sie przez gory, tworzy kaskade porozy ,nie zawsze latwa do przebycia...
Ale zaprzyjaznienie sie z miejscowymi ssakami..,





 
a ogolnie fauna i flora,



























warte jest kazdego poswiecenia....

Przeniesmy sie ponownie w czasie i przestrzeni na inny kontynent – Ameryka Poludniowa - a dokladniej Venezuela i Brazylia...






















I kilka wypraw w busz, ktore zaczynaly sie... podroza samochodem,
 lub motocyklem,


kontynuowaly przedzieraniem przez busz,






















a swoje apogeum osiagaly w chmurze rozpylonej przez wodospad..mniejszy, lub wiekszy...krystalicznej i chlodnej jak na tropik, wody.

































Wyprawa, w tym konkretnym przypadku wymagala troche wiecej poswiecen i kosztowala troche ..krwi , bolu obtartych kolan, po upadkach na oslizglych, porosnietych porostami kamieniach…pomimo zalozenia lin poreczowych w najtrudniejszych miejscach…











Darujmy sobie jednak bardziej drastyczne zdjecia tym bardziej, ze nieugieci wojownicy,chwala sie co prawda bliznami ,ale momentow upadkow nie ujawniaja. Na szczescie obylo sie bez ofiar i  swobodnych spadkow z naprawde wysokich skal ,wiec o drobnych, nawet krwawych potknieciach… nie wspominajmy.



…Tym bardziej ze cel..wysoki na 82 metrow wodospad,bedacy ciagle jeszcze dolna kaskada wyplywajacej z wysokich gor rzeki..osiagniety zostal dopiero w drugiej polowie dnia. Ukazal sie nam wpierw przez korony drzew ,


, a chwile pozniej w calej okazalosci.


  
Czekalo nas co prawda jeszcze 50 minut wspinania sie po skalach w buszu, aby osiagnac szczyt naszego wodospadu…ale niedosyt i tak pozostal…Na kolejne 1.5 godziny wedrowki,
aby osiagnac duzo mniejszy ,ale ciagle ponad 60 metrowej wysokosci kolejny wodospad …juz nie starczylo nam czasu…Trzeba bowiem bylo, jeszcze tego samego dnia ,najlepiej przed zachodem slonca...wrocic do cywilizacji, gdyz na spedzanie nocy w buszu , ani checi, ani czasowe mozliwosci ..nikomu z nas, nie pozwalaly. No coz zawsze jest szansa na nastepny raz…trzeba tylko wyruszyc o te 3 godziny wczesniej…
Zjazd alpejka w takich warunkach-pelnego rozgrzania tropikiem i..wspinaczka, aby te miejsce osiagnac,pomimo orzezwiajacego podmuchu kropel spadajacej wody , do latwych nie naleza.Podobnie jak pod kazdym wodospadem,porosty na kamieniach sa niesamowicie sliskie! Tym razem trudniejsze okazalo sie zwiniecie uzywanych do zjazdu lin..bez ponownego,prawie godzinnego  przedzierania sie przez busz ..z powrotem na szczyt wodospadu.














Wreszcie po wielu probach, liny sprytnie zalozone na tzw. “biegowo”, na pniach drzew i (w jednym przypadku) naokolo kamienia na szczycie wodospadu.. odpuscily opory i daly sie sciagnac na dol i tam spakowac do przeniesiena z powrotem do “cywilizacji”.


I jak to zwykle - pod wodospadem czekala nagroda za calodzienny trud, przy tym i praktycznie kazdym wodospadzie ,po nasyceniu sie ich calym majestatem i uroda,nagroda dodatkowa jest zawsze kapiel w jeziorku wybitym spadkiem krystalicznej wody u jego stop.


Przyroda zawsze zaskakuje przy takich wyprawach, to jest jak powrot do przeszlosci, w coraz to nowych odslonach,bez wzgledu na to ile razy wedrowalo sie przez busz, czy sawanne - za kazdym razem odkrywa sie cos nowego,przyroda dzieli sie z Wami swoimi tajemnicami nie odrazu,za kazdym razem spotykasz juz znane i odkrywasz jej nowe oblicza…Moze to jest tak jak z wchodzeniem do znanej sobie  rzeki?... za kazdym razem wchodzisz do innej…A moze to po prostu twoja percepcja ewoluuje i uczysz sie patrzec tak …zeby widziec…
 












Teraz juz teraz napewno wiecie ,ze nie chodzilo tutaj, w tym poscie ...o lanie wody... z wiekszej wysokosci,choc  tej bylo tez przyznacie ups!- nie malo, nie chodzilo nawet o przepiekne wodospady zagubione w dzungli...chodzilo o pretekst ...Zabiore  Was..tam gdzie dzungla... gdzie woda...gdzie NATURA jeszcze nie skalana obecnoscia czlowieka...Podobalo sie Wam ? ... Wiec komu, w kontekscie niszczenia polskich puszcz, nawet tych scisle prawem chronionych jako Narodowe Parki,czy wycinanie co do pnia Amazonskiej dzungli...czy wypalania lasow Syberi...ich Naturalny stan przeszkadza ??? Czemu???



© cpt.Roman Micinski