środa, 3 lutego 2016

#1 - Krystyna

   
cpt. Roman Miciński                   
                                              
...ZABIORĘ WAS ® :



              Dawno ,dawno temu… Tak, to rzeczywiście zdarzyło kilka lat temu, na jednym z kontenerowych statków którym dowodziłem. Krystyna była jednym z 22 członków załogi,
narodowości duńskiej,spełniająca wszystkie formalne wymagania dla członka załogi - z paszportem, innymi dokumentami podróży I książeczką szczepień w najlepszym porządku. Była porządną dziewczyną, umiejącą się znaleźć w każdej statkowej sytuacji,  aczkolwiek szybko po zamustrowaniu zauważyłem, że nie ze wszystkimi z załogi jest na jednakowo zażyłej stopie, preferowała raczej oficerów, choć sama była na końcu listy - pośród członków załogi podstawowej. Oczywiście z racji ograniczonej statkowej przestrzeni ,mijała się codziennie ze wszystkimi, ale wyraźnie można było rozróżnić kogo lubi bardziej ,a kogo mniej. Niektórych, szczególnie motorzystów z maszyny - wyraźnie ignorowała. Wydawało się jakby od wszystkich trzymała się na jakąś bezpieczną odległość, nawet na okazjonalnych luźniejszych spotkaniach całej załogi - z okazji imienin czy urodzin - oczywiście była obecna, ale jakby zajęta własnymi myślami i szybko przy byle okazji ,znikała z messy.

Jako członek załogi oczywiście musiała się wpisać w rutynę codziennego rytmu pracy , dzieląc jak wszyscy ,dni lepszej I gorszej pogody, odbijającej się na samopoczuciu I humorze, ale na pewno jej obecność na burcie miała raczej pozytywny wpływ na załogę i dzięki niej, atmosfera na statku była generalnie lepsza. Jej pobyt na statku w porównaniu z innymi marynarzami, z różnych przyczyn był dłuższy - zauważyłem jednak ,że przy wszelkich przewagach pobytu statku w porcie- wolała jednak spokojniejszą rutynę otwartego oceanu i preferowała czas, kiedy statek był na otwartym morzu.

Jedną z jej wielkich zalet była zdolność rozpoznawania ludzkich charakterów, sama będąc raczej spokojną I nietuzinkową osobowością - była zdolna dokładnie wyczuć  prawdziwy charakter człowieka, nie znosiła dwulicowości i fałszu w jakiekolwiek postaci.
Te zdolności wykorzystywała szczególnie, gdy nowy marynarz, czy oficer, pojawiał się na statku, jeden jej rzut oka na “nowego” ,dostarczał jej wiedzy na jego temat. I wystarczyło tylko obserwować jej zachowanie ,a natychmiast wiedziałem kim jest ten nowy członek załogi i jaki będzie Jej stosunek do niego. Ponieważ  tez  bylem “nowy” ,nie bacząc na jednak najwyższą  pozycję na statku - nie bylem wyłączony z podobnego wejściowego testu, ale na szczęście, widocznie zrobiłem dobre wrażenie, gdyż szybko moje metody pracy zostały zaakceptowane przez załogę ,włączając w to Krystynę.

 Z Krystyną nasze relacje poszły nawet o krok dalej, w czasie wolnym korzystając z mojego cichego przyzwolenia - spędzała czasem całe godziny na kapitańskim mostku, czy przyłączała się do mojego rutynowego spaceru po statku. Pierwszy raz ,niby przez przypadek, pojawiła się kilka metrów za mną, kiedy obserwując ocean zatrzymałem się na dziobie - w nadziei zobaczenia ptaków, czy delfinów , ale bardzo szybko zorientowała się ze moje spacery są rutynowe I podłączała się do nich, trzymając się na początku kilka metrów z tylu. Kiedy jednak już oboje byliśmy zasłonięci kontenerami I niewidoczni z mostku, stawała tuz obok i dzieliła ze mną te chwile spokoju, odczucie  pełnego oddechu oceanu i upajała się ze mną widokiem  baraszkujących morskich zwierząt - cokolwiek miałoby nie przecinać powierzchni, często wzburzonego Oceanu..

Krystyna potrafiła spędzać też całe godziny na mostku – nie przeszkadzając w nawigacji, najwyraźniej urzeczona jakby nie było - doniosłą atmosferą odpowiedzialności za ruch rozpędzonego statku, krótkimi komentarzami do sytuacji nawigacyjnych, uwag wymienianych   z oficerem wachtowym i tą nieuchwytną atmosferą kontroli nad mocą silników i w jakimś zakresie, Oceanem. Ponieważ jak wspomniałem Krystyna była już długo na statku, miała w zasadzie nieograniczony przeze mnie wstęp na mostek - i tak naprawdę nic, od dłuższego czasu, nie działo na statku bez jej wiedzy - powstał nawet żart wśród oficerów, że to ona - Dunka jest prawdziwym właścicielem statku I międzynarodowe banki ,jak również polski kapitan statku ,są tylko drugorzędnymi osobistościami w tym światku. Ostatecznie musze się tutaj przyznać - byłem pod Jej urokiem, więcej nawet zacząłem zapraszać Ją do swojego biura, połączonego zresztą z kabiną…

Oczywiście nikt nie jest perfekcyjny i nie popełnia błędów. Ona również. Miała swoje gorsze dni, jak również przyzwyczajenia z którymi ciężko  było mi się pogodzić. W szczególności, co najbardziej mi przeszkadzało – wyraźnie nie lubiła pilotów pomagających wprowadzić statek do portu i potrafiła to bez względu na konsekwencje otwarcie pokazać .Próbowałem się domyśleć - dlaczego?? W końcu doszedłem do wniosku, że był to rodzaj zazdrości, że ktoś wchodząc nagle na statek burzy ustalony  oceanicznym przelotem  rytm dnia i jest zapowiedzią portowego rozgardiaszu, odgłosów przeładunku, obecności zabieganych, ale nie zawsze przyjaznych osób. Czułem się więc odpowiedzialny, poniekąd w imieniu Krystyny - aby każdego pilota uprzedzić o tym fakcie, w celu uniknięcia nieprzyjemnych sytuacji, ich zaskoczenia I pytającego wzroku. W przeciwnym wypadku, szczególnie w godzinach nocnych - pilot mógłby być zaskoczony, nawet do granicy ataku serca, widząc koci ogon zwisający w poprzek radarowego ekranu, gdyż górna jego krawędź była bowiem ulubionym miejsce do wygrzewania się naszego kota – Krystyny.
Tak Krystyna była moją ulubienicą o niezachwianej ,wysokiej pozycji w statkowej hierarchii ;o))



Mała wspominka na koniec - W czasie pobytu w porcie w Miami agent (w tym przypadku kobieta), omal się na mnie obraziła , kiedy zażądałem dla członka załogi zaaranżowania wizyty u weterynarza ,dopiero okazanie “pacjenta” wyjaśniło wszystko - z listy załogi bowiem wynikało, że zatrudniam na statku 4.5 roczne dziecko, płci żeńskiej… ;o)



© cpt.Roman Miciński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz