sobota, 15 kwietnia 2017

#51- MOJA KAPIBARA ... I INNE MARZENIA


 cpt. Roman Miciński



...ZABIORĘ WAS ® :


© cpt.Roman Micinski
_________________________________


No to po artykule calkiem na serio, mozemy spokojnie wrocic do bajek..sorry… do marzen. Oczywiscie WIEM ,ze zdiecie z logo -Kapibary akurat nie przedstawia ( tylko..rzadka,blekitna Tarantula..ktora fotografowalem udajaca sie w dol skalki do..wodopoju..) ale nie badzcie nerwowi..na widok jednej  TARANTULI ...O niej za chwile…a najpierw wrocmy do marzen.

…Kazdy je ma ,a jesli nie, to raczej ciezko go zaliczyc gatunku Homo Sapiens..no bo kto, na dluzej …wytrzyma bez marzen..A te, jak wiadomo, “jak ptaki szybuja po niebie”..





i bez wzgledu na wszystko ,oraz okolicznosci tego wszystkiego-trzeba je spelniac..Nie spelnione przez dluzszy czas - umieraja smiercia naturalna, pozostawiajac tylko gruzy i pobojowisko… moze nie te rzucajace sie w oczy, ale napewno te ukryte w psychice marzacego- traci cele, zapada sie w sobie,nie ma checi do zycia ,traci przyjaciol i konto w banku, rodzine, a sam konczy na smietnisku histori i uzalezniony od fajnych ups! uzywek ...(dla wtajemniczonych – fajnych pod waruniem rozsadnego uzywania - mowimy np. o ..kawie;o)…Krotko mowiac KATASTROFA , albo inne Tsunami..

Marzen nie wolno zamiesc pod dywan na pozniej - bo sie czesto tam nie mieszcza..;o)) .Nie mozna tez ich sprzedac -szczegolnie za tanie pieniadze! Natomiast za grube?..to moze i tak...ups!, ale to juz jest cienka czerwona linia, zahaczajaca o ..prostytucje..ups! Mozna i trzeba natomiast marzenia modyfikowac – jest to nawet zalecane..Dowod? ..ot , pierwszy z brzegu - Czarna Pantera i Puma Amerykanska -powedrowaly mocna w gore na mojej wlasnej liscie marzen poniewaz…Tygrys Syberyjski zostal zaliczony..tym zdieciem..;o))


 


  















Natomiast spelnione marzenia..a to juz calkiem inny temat- nim sie spelnia , daja sile napedowa dlugodystansowca,tuz przed spelnieniem – otwieraja kolejne horyzonty,  przesuwaja granice marzen nie mniej niz krok, a najlepiej cale dlugosci marzen dalej…wiec ich lista rosnie ,wraz z dobrym samopoczuciem spelnienia.Te,ktore sa spelnione, natychmiast staja sie niewazne ..bo przeciez mamy juz nowe cele.
         Ten przydlugi wstep ma nam tylko otworzyc oczy na KAPIBARE…wiec zaczniemy od… Tarrantuli..;o))

Jako nastolatek trafilem statkiem do Ameryki Poludniowej i moim pierwszym portem w dzikim,prawie amazonskim - bo nieco na polnoc od Amazonki, polozonym buszu tropikalnego lasu deszczowego…






byla zatoka morska zaadoptowana na port.Miala jedna keje, na ktora zwalalo sie stalowe rury i tory kolejowe przywiezione jako ladunek statku i skad ciezarowkami odjezdzaly one, do polozonego kilkanascie km dalej miasta, droga co prawda betonowa , ale wijaca sie jak amazonska anakonda przez tropikalny las.Ciezarowki wracaly zaladowane workami z zielona kawa i przy uzyciu zgarbionych plecow robotnikow portowych ….ladowane byly na statek.(sami widzicie jak to dawno bylo;o))
Majac sluzbe na pokladzie do 1800, musialem cierpliwie czekac na jej koniec, obserwujac corke naszych pasazerow-ciekawska wszystkiego dziewczyne w moim wieku…Karen, ktora ,jako ze umowilismy sie ze glebiej w las ups! pojdziemy razem,tez zabijala czas.Dla niej bylo to tez pierwsze spotkanie z egzotyka lasu tropikalnego..Zabijala nie tylko czas ,ale tez ..karaluchy(no comments! ;o)) spacerujac po kei w ..kaloszach ,zeby jej, jak mowila,venezuelskie karaluchy wielkosci malej myszy(bez ogonka) - nie wskoczyly do buta.

Wokolo bylo czemu sie przygladac, woda wokol statku, zakamarki keji,przylegajacy plac skladowy ,wreszcie powietrze wokol – wprost kipialo zyciem wszelakiej zwierzyny od..karaluchow zaczynajac,przez skaczace wokolo delfiny ,a na ptactwie roznego rodzaju konczac…Moim pierwszym marzeniem ,z ktorym podzielilem sie z Karen- bylo zdobycie i skonsumowanie- KOKOSA-tak zielonego orzecha kokosowego ,a raczej mleczka i swiezej kopry z jego wnetrza.Znane wczesniej z ciast swiatecznych wiorki kokosowe tylko pobudzily wyobraznie i wpisaly kokos na jedno pierwszych miejsc listy marzen..”jak tylko osiagniemy tropiki…”




Jednego czego z Karen nie przewidzielismy , to ze 5 minut po 1800 bedzie ciemno, tak naprawde wprost czarno!!! Slonce jak spuszczony z uwiezi chart , zniknelo w pionie za horyzontem, a jedna, jedyna gola zarowka zapalona kolo 2 –ch slupkow markujacych brame do portu, nie byla w stanie oswietlic niczego dalej jak 3 metry wokolo slupa. Kolo niej wpierw dzienne motyle , pozniej nocne cmy ,ze skrzydlami wielkosci spodeczkow do kawy krazyly jak male nietoperze ,ktorych zreszta tez byla chmara wokolo – zaczal sie czas wieczornego polowania.













Nieznane ,ale intensywne odglosy tropikalnego lasu –wszystko to pobudzalo wyobraznie ,wbudzalo chec poznania, ale..usypialo tez instynkt samozachowawczy.












Poniewaz slowo sie rzeklo - uzbrojeni w latarke i podreczny noz  -wyposazenie z armi szwajcarskiej , minelismy straznika siedzacego na zardzewialej beczce i zanurzylismy sie w rozedrgane zyciem, wilgotne powietrze tropikalnego lasu…
Tak ..tak panowie marynarzowie-kiedys procedura wyjscia z portu nie zajmowala ponad godziny,  kilkunastu uzbrojonych po zeby straznikow, kilku czytnikow lini papilarnych,oraz zrenicy oczu, kilku kontroli dokumentow i wreszcie pokonania kilku bramek- jak w ciezkim wiezieniu-wolnosc tropikalnego lasu(miasta,portowej dzielnicy, plazy-niepotrzebne skreslic) byla osiagalna po poklepaniu po plecach i usmiechnieciu sie do znudzonego straznika, ktory sam nie wiedzial po co stoi kolo 2 slupkow udajacych brame portowa..
ach! to byly czasy ;o))

Juz kilka metrow za”brama” latarka byla jedynym zrodlem swiatla - w ktorej jak zjawy pojawialy sie nocne motyle, bezszelestne na nie polujace nietoperze, czasami ogniki swietlikow, glebiej jarzace sie oczy wszelkiej zwierzyny, ktorej ciekawosc wzbudzilismy..Nasze miekkie nogi wskazywaly ze..zbyt daleko, mimo ze rozjechana ciezarowkami droga …w ten las nie wejdziemy. Poziom adrealiny wrastal z kazdym krokiem.Ale chec zdobycia kokosa byla silniejsza..




























Snop latarki wylanial juz palmy wsrod innych drzew ,ale ta byla za wysoka, inna miala zbyt male, niewyrosniete orzechy. Wreszcie jest – kokosy dosc duze,zielone z brazowymi przebarwieniami , palma nie za wysoko i..raptem kilka krokow od drogi…Atakujemy! Podsadzany przez Karen, zlapalem krawedzie ostrych lisci palmy i podciagnalem sie, aby siegnac kokosa  przeczepionym cienka linka do nadgarstka, nozem.. Nagle czarna wlochata kula,tocza sie po  wewnetrznej lodydze liscia ,spadla na moj bark wszystkimi 8 wlochatymi nogami..nie mniej spanikowana niz ja, spadajcy juz plecami w dol,na Karen i twarda podsciolke lasu…TARANTULA!!!- moze nie najwieksza na swiecie i najstarsza(dozywaja 25 lat!), ale wystarczajaco duza, zeby spowodowac panike ,a jej obejmujace praktycznie caly lewy bark wlochate nogi zapamietac i odczuwac jak nocna mare… do dzisiaj…
No coz taki jest koszt zbierania doswiadczen i..spelniania marzen..
Oczywiscie straznik w minute przybiegl nam z pomoca..i sam w chwile pozniej, tlumiac usmieszek , obcial nam z palmy kilka smakowitych kokosow…ale dla nas pierwsze spotkanie z tropikalnym buszem, natychmiast zapadlo gleboko w pamieci..mimo ,ze Trarantula tak szybko zniknela, jak sie pojawila…
A gdzie tu KAPIBARA?…Juz jest.wlasnie sie pojawia!.. .Bowiem to wlasnie wtedy,po kokosie, delfinach ,skorzastym zolwiu morskim , wielorybie i zeglarzu portugalskim itd.. - awansowala na czolowe miejsce na liscie marzen  pt. MUSZE zobaczyc w nature,zaprzyjaznic sie i sfotografowac.. No i pozostawala tam NIEWZRUSZENIE przez lat..kilkadziesiat. Niewzruszenie, gdyz lista nieustannie byla modyfikowana,wyznaczala coraz to nowe cele marzen,  w miare jak poprzednie byly wczesniej ,czy pozniej realizowane.. A w Ameryce Poludniowej, ktora Kapibara zamieszkuje, bylemw tzw. miedzyczasie.. kilkanascie razy!.


Przed laty bylem nawet na polowaniu na Kapibary, przebywajac okolo tygodnia w gorze rzeki Parany w okolicach San Lorenco, ale prawie cala nocka zostala zmarnotrawiona nad brzegiem rzeki ,bez ogladania nawet jednego, krotkiego ogona Kapibary.Polowaniu? Tak - w Argentynie jest ciagle dozwolone , mimo ,ze zabronione w sasiednich krajach, gdyz idac w slady Brazyli, sasiednie panstwa tez wciagnely ja na liste gatunkow chronionych.Ale mieso Kapibary jest ciagle serwowane w niektorych restauracjach, lecz te pochodzi z..hodowli,z farmy, ktore np. w Brazyli wyrosly jak grzyby po deszczu…Jest , jak kazda dziczyzna- na przyklad mieso niedzwiedzia nomen omen Gryzzli;o)),czy naszego dzika.. “ostre” , te z Natury tez ma specyficzny zapach.Te kapibary z  hodowli, przez ostatnie tygodnie sa skarmiane tylko kukurydza i roslinami trawiastymi ,wiec  mieso nie ma charakterystycznego zapachu.Dla mnie jednak ogladanie Kapibary ...w kawalkach na talerzu, w Zoo, lub na farmie..nie zalicza sie do sposobu na spelnianie marzen…


Dopiero w zeszlym roku, jadac droga szybkiego ruchu z Santosu ,do lotniska w San Paulo..zobaczylem je..w rodzinnej grupie  i z daleka, na rozlewisku rzeki..ale poniewaz nie dalem rady zrobic zdiecia, a kierowca nie mogl sie zatrzymac-jechalismy  na styk czasowy, aby zlapac moj samolot do Europy..wiec proba nie zostala zaliczona i Kapibara na liscie niespelnionych marzen spedzila jeszcze prawie caly rok.
A plochliwa Kapibara,znana tez lokalnie pod nazwa “carpincho”,jest podobnie jak krolik wegetarianinem, zywiacym sie roslinami wodnymi, lub roslinami w jej poblizu, jest tez najwiekszym zyjacym na swiecie gryzoniem. Z naukowego punktu widzenia stanowi odrebna rodzine ,ale jako gryzon ma w rodzinie nie tylko kroliki i piekne nornice z ryjkami ,ale tez popularnego i o zepsutej opini… szczura (roznoszenie np. czarnej smierci-dzumy)..No coz rodziny sie nie wybiera…;o))

Dlugosc jej ciala przekracza 1 metr ,a waga ok. 50 kg, choc w hodowli (jest tez czasami trzymana w domach –szczegolnie w poludniowych stanach USA - jako “zwierzatko” domowe) ,czeste sa  osobniki o wadze okolo 65-70 kg.Na ladzie nieco niezdarnie porusza sie na krotkich nozkach , natomiast woda jest jej zywiolem –plywa swietnie i nurkuje doskonale, wstrzymujac oddech nawet na kilka minut.

Jej przodkowie, kosci ktorych znajdowane w osadach rzecznych, byli znacznie potezniejsi..swoim wzrostem i waga  przekraczali ..rozmiary wspolczesnego, polnocno amerykanskiego niedzwiedzia gryzzli ..czyli 2.5 metra przy wadze do 800kg!!!(mowimy o niedzwiedziu alaskanskim , zywiacym sie lososiem-jego odpowiedniki z Jukonu i np. Parku Yellowstone- na ubogim lesnym wyzywieniu osiagaja polowe wymienionej wagi).Wyobrazcie sobie GRYZONIA o wadze 800kg..!!!

Co sie odwlecze to…;o)), ale szczesciu trzeba pomoc ...Nad kreta i mulista rzeke Itajai w Brazyli dzieki”lokalnemu wsparciu” i wiedzy brazylijskiego znajomego..wybralem sie dopiero w lutym tego roku…Moja Pierwsza zobaczona w naturze Kapibara odmowila wspolpracy,nawet obietnice-wypowiadane w myslach,  ze czeka ja kariera w Hollywood ;o)) - na nic sie zdaly..zawinela sie ogonem i majestatycznie odplynela..gdzie ja oczy poniosly..
















Natomiast nastepna wypatrzona kilkaset metrow dalej…poszla juz na pelna wspolprace.Zaciekawiona wpierw cichym cmokaniem, pogwidywaniem i dzwiekiem migawki... wytrzymala pierwsze minuty wspolnej obecnosci, nawet pozwolila sie do siebie zblizyc..,tezejac, gotowa do ucieczki, ale ciagle ciekawa.. co dalej..


Zabralo mi cale 10 minut cierpliwego cmokania i pogwizdywania,  az sie z moja obecnoscia na tyle oswoila ,ze natychmiastowa ucieczka juz nie wchodzila w rachube.Po tym czasie-majac juz kilkanascie zdiec bez lampy blyskowej-odwazylem sie ja uzyc,Kapibara byla zaskoczona, ale nie oslepiona ,wiec  zaciekawiona, wciaz tkwila na swoim miejscu..






Wtedy zaczal sie swoisty taniec i badanie granic jej cierpliwosci..i tolerancji. Wspolnie ustalilismy granice strefy bezpieczenstwa na okregu okolo 3 metry…sledzac moje ruchy katem oka, zignorowala juz blyski flesza, sledzac tylko co robie…ja pol stopy blizej, ona dwa male kroczki w bok..Ogladajacy cala sytuacje z boku mieliby niezla zabawe,ktora byla calkiem na serio..



Swoiste tango czlowieka i zwierzecia, wzajemnych ruchow, tolerancyjnych , zmyslowych , jak w argentynskim Tangu - prawie brutalnych ,ale tez pewnych i nie znajacych kompromisow…Poezja tanca ruchu..przerywanego krotkimi blyskami flesza…do czasu-niestety dosc szybkiego, kiedy moja bateria w kamerze-nadwyrezona calodniowymi fotografiami z gor , plazy i okolicy…odmowila wspolpracy.Wiedzialem ,ze duza czesc zdiec jest poruszona,nieostra wszystko odbywalo sie przeciez w ciemnosci , ale liczylem ,ze choc kilka zdiec bedzie udanych. I ..sie nie przeliczylem.

 


A potem tkwilismy kolo siebie w ciemnosciach – dwa zwierzeta przycupniete pod kopula wszechswiata, wpatrzone w to samo rozlewisko zakola rzeki..bliskie siebie , ale jakby z odrebnych swiatow…



Czy naprawde przypominam Ci odrazajacego szczura, ktorego nie zaprosisz do domu  ..na WIELKANOC  ??? ..A KROLIKA zapraszasz..chociaz to tez gryzon...

Jak kazda - nawet najbardziej MAGICZNA NOC,ta tez  zakonczyla sie brzaskiem.
 Swit zastal Nas juz  z powrotem w swoich swiatach..


© cpt.Roman Micinski
______________________________________________

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz