środa, 2 marca 2016

#10 - EL ALAMEIN - JUŻ NIGDY NIE BEDZIESZ SAM...

Druga bitwa pod El Alamejn
Na mapce Egiptu
EL ALAMEIN-mała kropka na mapie , około 105 km na zachód od Aleksandrii. Gdyby w połowie XX wieku nie było miejscem zderzenia się dwóch różnych koncepcji cywilizacji w trakcie zmagań II Wojny Światowej, o dominacje w Afryce i kanał Suezki-nawet dla miejscowych Beduinów przemierzających pustynie 60 km luką między Morzem Śródziemnym, a depresją Al-kattara na Pustyni Libijskiej - El Alamein byłoby tylko miejscem na mapie,bez żadnego znaczenia.Taran wojny przetoczył się co najmniej dwukrotnie  przez te tereny,w dwóch decydujących dla Kampanii Afrykańskiej bitwach, pozostawiąjac na pustyni oprócz olbrzymiej ilości ciężkiego sprzętu, również 33 tysiące ofiar - około 13 tysięcy Aliantów -Brytyjczyków ,Polaków, Hindusów Australijczyków , żołnierzy wolnej Francji i Południowej Afryki  po jednej stronie ,oraz około 20 tysięcy Niemców i Włochów po stronie Osi.    Obie bitwy pod El Alamein ,przegrane przez agresora ,wypędziły Niemców z tego teatru wojennego i wlewając nadzieje w serca Aliantów na wszystkich frontach II Wojny Światowej ,sprowokowały Winstona Churchilla do słynnych słów o".. początku końca ..a może końcu początku.."

Cmentarz aliancki

Mauzoleum włoskie
Mauzoleum niemieckie


          Tak jak wcześniej podzieleni frontem, tak i teraz cmentarze żołnierzy alianckich w pobliżu muzeum Wojny, są bardziej na wschód, natomiast osobne mauzoleum żołnierzy niemieckich i włoskich dzieli odległość 14 i kolejnych 6 km bardziej na zachód-skąd nawała państwa Osi spychała początkowo armie alianckie.Nawet teraz łatwo odczytać przesłanie-groby  żołnierzy przegranych, są umiejscowione w dalszej odległości od Aleksandrii ,w pustynię i nicość - na margines Historii. Ironią losu,takim chichotem histori  jest to, że na każdym z cmentarzy łatwo znaleźć można powtarzające się polskie, francuskie,czy włosko brzmiące nazwiska..żołnierzy walczących o wolność swojego narodu..po obu stronach frontu...
            El Alamein , ze względu na historyczne konotacje, było wysoko na mojej liście miejsc do odwiedzenia-jeśli się zdarzy okazja..ale mimo ,że Morze Śródziemne wielokrotnie mieszane było śrubami statków, na których pływałem- nie zdarzyło się dotąd abym zawitał do Aleksandrii-kolebki w końcu naszej europejskiej/śródziemnomorskiej cywilizacji.. I nagle -bum!.. trafiam na statek i linię żeglugową, na której  trasie, z dalekiego wschodu do USA, jednym z 3 portów w obrębie Morza Śródziemnego okazuje się Aleksandria.Pomimo  zaplanowanego krótkiego, postoju-nie zamierzam okazji wypuścić z ręki i El Alamein natychmiast wędruję na top listę portowych priorytetów..tylko jak to zrealizować?

          W sumie ponad 200 km egipską taksówką, już z założenia i finansowego budżetu ,oraz dodatkowego ryzyka ,związanego z bezpieczeństwem - nie bardzo wchodzi w rachubę, a na inne opcje np.wynajęcia samochodu ,w obliczu tylko 18 godzinnego postoju statku w porcie-po prostu nie będzie czasu.Tak naprawdę liczyłem na szczęście..i nie przeliczyłem się..
           Tuż po zacumowaniu statku-jeszcze w trakcie odprawy ,okazało się, że jest prośba na zaakceptowanie krótkiej wizyty managera z terminalu kontenerowego,który prosi -poruszony widokiem nowego i jednego z największych cumujących kiedykolwiek  w Aleksandrii, statku, o zgodę na krótką wizytę.Mając w pamięci swoje czysto teoretyczne plany- zgodę wydaję natychmiast i tak..już po pół godzinie odwiedza mnie Hazim- młody, bussinesowo nastawiony do życia Egipcjanin, ciekawy nowinek ze świata -jak najbardziej daleki od muzułmańskiej ortodoksji. W ciągu godziny- zaspokoiwszy swoją ciekawość statku i nowoczesnej techniki-dość łatwo dał się namówić na szaloną, bo nie planowaną wyprawę w pustynie do mauzoleum i muzeum bitew pod El Alamein.Poszło mi o tyle łatwiej ,że jak Hazim sam się przyznał, nosił się już czas jakiś z zamiarem wyjazdu na pole bitwy, o której niewiele słyszał,może tylko wzmiankę w szkole.
Brytyjski Spitfire strącony pod El Alamein
        Prawie  półtoragodzinna podróż przez pustynie poświęcona więc została nie tylko na obserwację otoczenia ,ale też próbę przekonania go, że gdyby nie poświęcenie  życia młodych ludzi z różnych , zamorskich i dalekich krajów-  on Hazim i jego dzieci - przy innym scenariuszu Historii , nie mogliby swobodnie mówić po arabsku- a perła w ekonomii Egiptu- Kanał Suezki mógłby być wewnętrznym imperialnym kanałem nazistów.Wysiłek wojenny aliantów, a tak naprawdę poświęcenie życia często bezimiennych, znajdowanych po bitwie w piachu pustyni i rozpoznawanych tylko po kroju mundurów, żołnierzy, zmienił wyroki koła wojennej fortuny i bieg historii oraz, w jakiś sposób umożliwił naszą dzisiejszą wycieczkę.Proces intensywnego myślenia ,ale też próba zrozumienia przyczynków  do historii własnego ,Egipskiego narodu - malował się w sposób oczywisty na twarzy mojego towarzysza podróży ,w miarę jak wyjaśniałem mu szczegóły obu batalii i zbliżaliśmy się do byłego pola bitew -tak ważnych dla całego świata.
             Muzeum Wojny w El Alamein nie zawiodło-pełne historii całej kampanii Aliantów przeciwko Afryka Corps,wyrwanego z piasków pustyni sprzętu, zdjęć i wspomnień poszczególnych dowódców i żołnierzy-było takie jak się spodziewałem.
Muzeum Wojny

"Imiona bohaterów żyć będą wiecznie"
          Chwila zadumy w mauzoleum żołnierzy włoskich,katakumby żołnierzy niemieckich z długimi listami poległych ,często przetykane nazwiskami,Mazurów,Pomorzan czy Ślązaków stawianych wyrokami historii po przeciwnych stronach frontu ,do bratobójczych zmagań z Polakami walczącymi po stronie Aliantów.Na cmentarzu żołnierzy alianckich przeżyliśmy też praktyczną lekcję historii spotykając turystów nowozelandzkich i australijskich oddających hołd pobratymcom walczącym w angielskich kontyngentach kolonialnych.W katakumbach żołnierzy brytyjskich byliśmy natomiast świadkami ,kiedy to brytyjska lady-sama będąc  kombatantką Afrykańskiej Kampanii, odnalazła grób ówczesnego narzeczonego, pozostawionego w Egipcie, kiedy to ona ,będąc sanitariuszką na szpitalnym statku ,wraz z rannymi odpływała do Anglii.Po raz pierwszy od czasów wojny mogła odwiedzić jego grób i wrócić wspomnieniami do czasów wojny. Obserwowałem  wzruszoną twarz Hazima -zmieniała się wyraźnie pod wpływem tych wszystkich przeżyć,które na jego oczach dopisywały szczegóły do mojej opowieści i były wprost namacalnym dowodem prawdziwości opowiedzianej w samochodzie historii. Tak ,definitywnie mogłem mieć satysfakcję ,że nie tylko zrealizowałem swoje marzenie odwiedzenia historycznego miejsca bitwy,ale też przyczyniłem się do wzrostu świadomości własnych korzeni u przeciętnego  Egipcjanina.Nic jednak nie przygotowało mnie jednak do tego ,co miało nastąpić już za chwilę...



         Otóż powoli,kierując się w stronę wyjścia z cmentarza żołnierzy alianckich, zmęczony całodziennym upałem,tym suchym oddechem pustyni oraz całodziennymi turystycznymi wrażeniami ocierania się o historie, gdy  minęliśmy pomnik centralny z napisem "Imiona bohaterów żyć będą wiecznie.."- nagle straciłem Hazima z oczu..Po prostu przez cały czas trzymał się  tylko parę kroków za mną -nagle zniknął bez śladu.Przez głowę przebiegła mi nawet  myśl , że nie mam jak sam,bez transportu wrócić do Aleksandrii- ponad 100 km przez pustynię..ale Hazim był w pobliżu.Znalazłem go szybko ,zaledwie kilkadziesiąt metrów dalej ,w bocznej alejce, kucającego w pełni zadumy pozie, obejmującego kamień nagrobny bezimiennego alianckiego żołnierza , z oczami ,pomimo pustynnej suchości powietrza -mokrego od nieudawanych ,męskich łez.To już nie był ten Hazim, z którym zaledwie kilka godzin temu wyjeżdżałem z zatłoczonego centrum Aleksandrii. Pochylony nad grobem młody Egipcjanin , podnosząc na mnie pełne zadumy,przekrwione  oczy,łamanym głosem wydukał wyraźnie wzruszonym głosem..:



JUŻ NIGDY NIE BĘDZIESZ TU SAM...
"Captain, dobrze ze mnie dzisiaj tutaj zabrałeś..obiecuję - ten  młody chłopak,który przypłynął tutaj na moją ziemie ,żeby walczyć  o moją przyszłość...

JUŻ NIGDY, ALE TO NIGDY, NIE BĘDZIE TU SAM..."



                 Około roku później, mając w międzyczasie z Hazimem okazjonalne raczej ,telefoniczne kontakty- usłyszałem od kolegi,dowódcy innego statku, fantastyczną opowieść. Otóż w Aleksandrii, pracownik kontenerowego terminalu, na wieść o polskiej narodowości kapitana cumującego statku-każdemu z nich,bez wyjątku , proponuje bezpłatną, wspólną wycieczkę do EL ALAMEIN i zawsze składa kwiaty na mogile bezimiennego żołnierza. Mój kolega, kapitan, dopiero po usłyszeniu kilku szczegółów, uwierzył mi ,że znam początek tej prawdziwej historii.

 ©cpt.Roman Miciński     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz