czwartek, 1 czerwca 2017

#59 - AMERYKA - TRZY BAJKI DLA DZIECI O....MOCNYCH NERWACH

 cpt. Roman Miciński

                                                                            



..ZABIORĘ WAS ® :

© cpt.Roman Micinski
________________________________________________________

Jak wiecie - chociazby z instruktazowej serii filmow o Szreku - bajki dziela sie na “Dawno Temu..” ,Bardzo Dawno Temu” i “ Bardzo,Bardzo Dawno Temu”..No i  kazda Bajka, zeby zaistniec i zapasc w pamieci.. potrzebuje MAGII – co to za bajka, ktora nie ma MAGII??... i nie powoduje ze Nam, DZIECIOM…ups!;o))…szczeka jak kopara opada ,albo niektorym z Nas…WYPADA… 

Wypada ,nie wypada - wszyscy sluchaja bajek z mniejsza , lub wieksza ekscytacja, zeby nie powiedziec strachem, a im DZIECKO wieksze i bardziej dorosle - to i strachy, ktore sie go imaja , sa innego rodzaju…od kary stania w  kacie ,przez niejedzenie deseru (oj! ta jest dotkliwa kara !!...az boli)…do zjedzenia przez inne dzieci, razem z chata z piernika, lub przez bossa,lub inne rekiny, np. finansjery. Albo ludozercow – jak wszyscy ktorzy w bajki nie wierza, dobrze o tym wiedza,ich juz przeciez nie ma, bo ostatniego  razem zjedlismy na sobotnim grillu…;o))
A MAGIA…ta to jest wszedzie !!! Wystarczy tylko miec szczescie ups! …i patrzec…nie, sorry, wszyscy patrza !,  ale uwierzcie nie wszyscy WIDZA… wiec nie wystarczy PATRZEC, trzeba sie jeszcze sprezyc ,uruchomic wiedze zakleta w zakamarkach mozgu i  wszystkie podklady swojej wyobrazni…zeby WIDZIEC…szczegolnie MAGIE.;o))














Na poczatek, zacznijmy od bajki… 
Bardzo,Bardzo Dawno Temu…Za lasami, za siedmioma gorami i siedmioma morzami…no nie - dwoma morzami i jednym Oceanem - biedna Sierotka , choc miala rodzicow oboje ...OK ! Nazwijmy ja Marysia, zeby sobie zbyt glowki nie obciazac, obco brzmacymi imionami.Otoz nasza SIEROTKA MARYSIA ,zostala przez wojne Falklandzka wyrzucona ze swojej ulubionej wyspy..Nie nam rozstrzygac , czy zlym wilkiem byla Argentyna,ktora po latach (prawie 18-tu) negocjacji o przyszlosc wysp,  2 kwietnia 1982 roku (teraz coroczne swieto w Argentynie - Dzien Malwinow), postanowila sprawy wziac w swoje rece i sila zajela wyspy . Czy tez ,opierajac sie o historie brytyjskiego zeglarza Johna Davisa, ktory je pierwszy w 1592 odkryl, oraz przez nadanie im brytyjskiej nazwy w 1690 – Falklandow… to Anglicy mieli do Wysp prawa.

Na zdieciach argentynski zaglowiec o nazwie nomem omen “LIBERTAD”- w porcie wojennym Buenos Aires.

Kazda ze stron miala swoje racje – fakt w 1774 roku Brytyjczycy je opuscili, zas Argentyna argumentowala przejeciem Ich jako spuscizny po Hiszpani w 1820, ktora z kolei wczesniej kupila wyspy ..od Francji w 1770 roku.W sumie wszystko sie dzialo ponad glowami lokalnej spolecznosci - majacej mniej wiecej polowe  zwolennikow w kierunku obu rozwiazan,z przewaga jednak rozwiazania brytyjskiego.Jak to w kazdej bajce, i w tej histori, oprocz zlych wilkow byly lisy, w tym rowniez farbowane, niektore nawet podwojnie, lub potrojnie...Faktem jest, ze Zelazna Dama – kolejna postac na Horyzoncie naszej bajki –premier Wielkiej Brytani - Margaret Thacher , nie liczac sie z ofiarami i kosztami-wyslala   karna ekspedycje okolo 40 okretow i 4500 zolnierzy, w 8000 milowa podroz  ,ekspedycje ktora juz 14 Czerwca 1982,  krwawo odbila Faklandy.(Jesli nie wiecie o co w tej czesci bajki chodzi..to chodzi o pieniadze, a dokladniej o potezne zloza ropy i gazu na wodach Falklandzkich-potwierdzone badaniami sejsmicznymi w 1992 roku).
Wracajac do naszej Sierotki..Marysi - jej rodzice byli zwolennikami argentynskiej dominacji nad Wyspami i bedac przekonani ,ze urodzili sie i mieszkali na Malwinach (nazwa nadana przez osadnikow francuskich z Saint-Malo, na wschodniej wyspie), nie mogli znalezc dla siebie miejsca pod panowaniem Brytyjskiej Korony…Na tych samych wyspach,ale teraz zwanych Falklandy.W ten sposob Marysia trafila do Buenos Aires, gdzie w centrum wielkiego miasta, zalana lzami po utracie ukochanego miejsca urodzenia , dolaczyla do sporej grupy uciekinierow z Malwin..ups!.. z Falklandow..




Tu jest smutniejsza czesc naszej bajki - niechciani uciekinierzy nie mogli znalezc swojego miejsca w stolicy Argentyny - oprocz ogromu wspolczucia , byli tez przyczyna frustracji Argentynczykow, po przegranej wojnie ,z niewielka pomoca od rzadu, uciekinierzy musieli sami sobie dawac rade .Wielu, doslownie trafilo na ulice..i tam juz zostalo… ,ale nie po to, aby tanczyc Tango do upadlego – co jest pieknym miejscowym zwyczajem, w miescie narodzin tego pochodzacego z marynarskiej knajpy w portowej dzielnicy Boca (ulica  Kaminito;o)) , tanca...,ktory zrobil swiatowa kariere i trafil na salony…Nie dajmy sie jednak zdryfowac z glownego tematu—Tango to juz inna bajka..;o))
Rodzina Marysi duzo lepiej dawala sobie rade, ale nasza Marysia swoje frustracje przypominala calemu swiatu spiewajac Malwinskie piesni protestu.. (protest songs)…”Los Malvinas Argentinas!!!” … na glownym deptaku Buenos Aires – ulicy “Floryda” ,nieopodal placu Majowego ,gdzie znajduje sie slynna Casa Rosada.











 
Jest to Czerwona Rezydencja Prezydentow Argentyny .To wlasnie tutaj Prezydent Augustin Pedro Justo, w 1937 roku, przyjmowal zaloge "Daru Pomorza" tuz po zdobyciu Przyladka HORN .
Z tego to budynku, a dokladniej jego balkonu…po prawej stronie od bramy - tak wlasnie tego….Madonna – tak, TA.. Madonna! -spiewala .nomen omen –“..NIE PLACZ ZA MNA ..ARGENTYNO…”odgrywajac role Evity Peron w musicalu pod tym samym tytulem.. “Evita”…ale to juz znowu  inna ..bajka..chociaz tez o Kopciuszku..ups! ;o).
 W naszej bajce -  Marysia, akompaniujac sobie na gitarze, wylewala, wraz ze slowami piosenki, krokodyle lzy za utracona mala Ojczyzna, przekrzykiwala slowami piesni kombatanckiej gwar tlumu turystow,oraz  miejscowych, niedzielnych spacerowiczow.No i czekala,jak kazda 18 latka, czekala na swojego Ksiecia, Prince’a, Rycerza,(niepotrzebne skreslic;o)) , ktory na Bialym Koniu przybedzie i uratuje ja z tego marazmu…, a wtedy ona,w bialej sukni - powie “ Si ” ..albo jakos tak…mniej wiecej..i beda zyc dlugo i szczesliwie..












 
No wiec sobie …wyspiewala… to co chciala..Przybyl, a jakze ,co prawda nie na bialym , ale szarym (za to z biala nadbudowka ;o)) statku , spocony bieganiem po wielkim Buenos,spalony tropikalnym sloncem - Rycerz z Polski..i stanal przed nia jak (ledwo) zywy i.. malowany... na bialo (blado) - czerwone kolory…ups!... no tu juz ostro poplynelismy …w te bajke..!!!  ;o))



A’propos poplyniecia…majac do wyplyniecia statku zaledwie godzine…swoja lamana hiszpanszczyzna wyjasnil, ze nie przybyl aby Ja uratowac ,nie przybyl tez walczyc o Malwiny, choc mu tez ich tych Malwinow zal, ale urzeczony jej piesnia (i akompaniamentem gitarowym ,a jakze;o)), w ramach protestu (Los Malvinas Argentinas !!!) i Solidarnosci !!! (sic!!!)… za resztki swoich wymienionych peso.. ( a co tam…ma sie ten gest!), chce jej …bez zobowiazan ..postawic lody w lodziarni na rogu ulicy Floryda…ups!
Poderwala sie nasza Sierotka Marysia na drzace nogi, sciskajac w rekach gitare ..i skolatane w piersi serce ,otarla (rekawem !) lzy jak grochy... (resztki lez momentalnie same wyschly na jej policzkach , w tropikalnym sloncu) , a…otucha sama wlala sie do skrwawionego serca…
A dalej..no coz, dalej  bylo jak  to w bajkach..Rycerz jak powiedzial ,tak tez zrobil…pochlonawszy lody w 20 minut, trzasnal drzwiami taksowki i..zniknal w tzw. sinej dali…nie zabrawszy nawet ,o zgrozo ty moja..numeru telefonu !!! Tak jakby nasza, juz ulubiona;o)), Sierotka Marysia,miala na rogu tego deptaku o nazwie "Floryda"…(albo na brzegu pobliskiego morza - czyli zatoki La Plata..ah! znowu – wszedzie ta kasa !) ,  wiecznie siedziec i czekac.. i plakac i spiewac…. na zawsze… 


Zapamietajcie – Buenos Aires - deptak "Floryda"!!!

W 4.5 roku pozniej, jako oficer nawigacyjnym na pasazerskim  statku / kasynie,zajmowalem sie miedzy innymi obowiazkami-szkoleniem nowych czlonkow zalogi.Doszly mnie plotki, ze mamy nowa pracownice w dziale obslugi pasazerow – osobe z perfekcyjnym hiszpanskim i angielskim – oba jezyki tak bardzo przydatne w Miami ,ze wzgledu na srodowisko Kubanczykow - uciekinierow z komunistycznej Kuby. Przechodzac kolo recepcji,moje oczy same zbladzily na  twarz ,swiezo zatrudnionej, nieznajomej stewardessy..i pewnie taka ,"nieznajoma", by pozostala .gdyby nie zaczela sie zbytnio mi przygladac, a w koncu …nucic pod nosem..”Los Malvinas Argentinas!!!
Lapiecie kontekst? – Wtedy ulica FLORIDA w Buenos Aires - teraz Miami , tez FLORYDA !!!...bez umawiania sie, bez sms’ow ,face booka i internetu ! sic!
Zapytacie pewno o tzw. ciag dalszy?? No ,coz … potem bylo jak w bajce...no….moze jak w poprzedniej czesci.... TEJ Bajki..zamiast   ”… i zyli dlugo i szczesliwie…” ;o)) , Sierotka Marysia - ktora odpowiadajac na ogloszenie o pracy na statku pasazerskim umieszczonym w argentynskiej gazecie - potrafila sie sama, bez zadnego Rycerza, uratowac… 
Po kilku dniach adaptacji do pracy na statku .. ….trzasnela drzwiami taksowki wiozacej ja na lotnisko i na krotki lot do..Tampy – na zachodnia czesc FLORYDY, przeniesiona  decyzja dzialu zalogowego,na te samo stanowisko, ale inny statek pasazerski…


Tak! Tak!.. KSIAZE z Europy(“Eurodam”) w jedna strone – ( “Crown) Princessa” ..w druga ....
Gdyby ktos mial wymyslec i napisac taka jak ta , Bajke –powiedzielibyscie - bujda !.. a Zycie ,popatrzcie sami, ..pisze bez pomocy i zastanowienia, takie i jeszcze lepsze scenariusze…;o))

A tymczasem na skraju brazylijskiego buszu….(Bajka z serii Bardzo Dawno Temu- ;o))...no dobrze – ..nie tak dawno temu, Pani Zuczkowa (Rohatyniec garbacz -Trypocopris vernalis) wpadla w objecia ..Pana Zuczka.., a ze dobrze im sie wspolnie “latalo” – to wersja dla najmlodszych czytelnikow posta;o))- wiec ..sobie polecieli…Jak polecieli…nim sie ockneli , to zobaczyli na horyzoncie (tej.. Bajki) – BURZE - czarna, przerazajaca (jak oni sami;o)),blyskajaca piorunami, tropikalna burze.,.wiec razem postanowili, a jakze, tez wspolnie… wyladowac..








Jak to w Bajkach – jak postanowili, tak tez zrobili…tyle ze ..niespodziewanie zamiast w buszu- wyladowali (na dwoch roznych ) pokladach tego samego statku, ktory z okolic ich buszu, wyplywal wlasnie  w droge…daleka od ich ukochanego brazylijskiego domu.. Do Buenos Aires i Montevideo - zeby byc precyzyjny do ..Centrow tych duzych miast..gdzie i buszu nie ma i klimat zdecydowanie chlodniejszy..
I tutaj w zasadzie moglibysmy te Bajke zakonczyc… horrorem-nadeszla burza i splukala naszych bohaterow Rohatyncow do morza , prosto w szczeki, tylko na takie nierozsadne Rohatynce czekajacych, Atlantyckich rekinow…Ale nie, nie stresujcie sie - nasza bajka ma tzw. ciag dalszy…Znalezione przeze mnie w odstepach minutowych, oba Rohatynce - ELENKA i MIREK ;o)) trafily do... kapitanskiej kabiny.Jako posiadajace juz swierzo nadane imiona ,zwierzatka nie mogly  byc porzucone na pastwe..rekinow i jeszcze gorszego, okrutnego LOSU;o)).








Zamieszkaly ..pod “szklem” i na poczatek dostaly, do rozladowania swoich stresow - pioropusz ze swiezego ananasa.No coz, daly mu rade w godzine..ale ta godzina zmiekczyla serce srogiego na codzien kapitana ups! ,ktory postanowil docenic ich rekordy w …lataniu..np. na odleglosc i zabrac je w podroz przez kilka nastepnych portow tak,aby utracona na wlasna prosbe wolnosc, mogly odzyskac w poblizu ‘swojego’buszu..Kosztowalo to troche dowcipu i przemycenia  naszych bohaterow..przez raptem…8 portow w 3 krajach…”Wpadka” w ktorymkolwiek z nich..nioslaby ze soba – wobec bardzo restrykcyjnych przepisow sanitarnych i zakazie przewozu zwierzat…oglednie mowiac - katastrofe…Ale odwaznym, w dobrym celu ,szczescie sprzyja - patrz np. Wojny Krzyzowe -ups! to mial byc zart;o))..wiec nasza Elenka i Mireczek – szczesliwie dotrwaly w dobrym zdrowiu i kondycji do portu w poblizu ich rodzimego buszu.
Sil Mireczek nabieral  codziennie, rozwalajac wspolnie z Elenka- doslownie w drzazgi! duzy plaster swiezego ananasa…z przejedzenia oboje odpoczywaly lezac na ..plecach, w brew opini “znawcow:..ze wlasnie oddaly tzw.”Ducha”… Jak juz im sie wszystkow brzuchach poukladalo,wracaly do normalnej pozycji..i kontynuowaly jedzenie…







Codziennie obserwowalem  pokaz sily Mireczka, ktory swoim rogiem potrafil podniesc krawedz szklanej miski,ich tymczasowego domu i uwolnic parke na spacer po calej kapitanskiej kabinie…









W porcie najblizszym ich " adresu zamieszkania" - pomoc pilota schodzacego po zacumowaniu, ze statku, byla nieodzowna.On bowiem, bez rzadnej kontroli odplywal w tzw. sina dal (jak to w bajkach;o)) – motorowka pilotowa. Kapitan statku schodzac na spacer nawet na pobliska plaze-musial przejsc przez strzezona brame. Wyobrazcie sobie miny straznikow ,ktorzy odkryliby nasza mila parke buszujaca np. w kieszeni kapitanskich bermudow;o)) A tak , robiac przy okazji niemala, ale pozytywna sensacje na stacji pilotowej – dzieki posrednictwu pilota – Elenka i Mireczek trafily wprost do swojego ulubionego buszu, gdzie zyja i zyc beda, dlugo i szczesliwe..jak to w bajce bywa,udowadniajac, ze prawdziwa milosc w swiecie zwierzat ( a do nich sie tez zaliczamy..;o) nie zna granic.... w lataniu..;o))


Nie tak, DAWNO TEMU-  W Rio Grande (do Sul) ..w Brazyli odkrylem,ze wczesniejsza wiedza,doswiadczenie , oraz  opowiesci, ze Lwy Morskie, spotykane na obu polkulach –na polnoc i poludnie od Rownika, uwielbiaja chlodne wody…mozna miedzy bajki wlozyc!!!
Otoz ,tak jak pare lat temu udalo mi sie wypatrzec cieplolubne krowy morskie (MANATY) w chlodnych wodach (czesciowo gorskiej) rzeki Savannah (Georgia-USA), tak teraz, na poludniowej polkuli,ale na tej samej szerokosci geograficznej 32 stopni S ! ,gdy uslyszalem ,ze kolonia Lwow Morskich, jest w poblizu brazylijskiego  Rio Grande , przyznam kopara, czyli szczeka mi opadla (OPADLA - NIE WYPADLA,zeby byc precyzyjnym;o)).



 





Manatow w rzece  Savannah nikt przedtem nie widzial-za zimno!- wiec wzbudzilo to wtedy niemala sensacje i zainteresowanie...  Prasy ( 1 helikopter),Telewizji (2 helikoptery lokalnych stacji TV) i amerykanskiego Coast Guardu, czyli sluzby brzegowej (1 helikopter)..ktora zamknela ruch statkow i jachtow na rzece i..wszystkich przegonila (rowniez z powietrza), zeby Manaty mogly spokojnie przeplynac rzeke w poprzek i zniknac w rozleglych mokradlach po drugiej stronie.
Sensacja koloni Lwow Morskich w cieplych wodach wokolo Rio Grande – zastala tylko moja opadla szczeke – czesc miejscowych o ich obecnosci wiedziala juz od..paru sezonow. Oczywiscie nie moglem sie oprzec..udalo mi sie zorganizowac  mala wyprawe..katamaranem ,zeby odwiedzic i sfotografowac(dla Was i “Zabiore Was…”) ta, skladajaca sie glownie z “emerytowanych” lwow morskich, kolonie.
  


 
Otoz ,kiedy bardziej na poludniu, starsze osobniki lwa morskiego obu plci maja juz dosyc walk o dominacje w stadzie,lub wystawianie sie na ataki mlodych samcow w obronie wlasnej czci …(samice..) - wtedy udaja sie na zasluzona emeryture ,aby ostatnie lata zycia spedzic w spokoju i komforcie ..w cieplych wodach w poblizu Rio Grande.To tutaj moga wylegiwac  sie na rozgrzanych sloncem gwiazdoblokach ,w towazystwie “skrzydlatych przyjaciol”…



























majac tuz pod nosem, naganiane przez zaprzyjaznione delfiny, stada ryb ,ktore jak to w bajce –tylko czekaja z utesknieniem, zeby napelnic zoladki ciagle pelnych wigoru Lwich Emerytow. Bajka – poniekad tak, ale tez sama prawda..zreszta zobaczcie sami…;o))




Dlaczego wszystkie powyzsze bajki sa dla DZIECI..(wszyscy jestesmy ..albo bylismy;o))... o mocnych nerwach??
To proste..;o))
Mocowanie sie z samym soba mysla ,ze komus w zyciu jest lepiej,dostal wiecej cukierkow i talon na szczesliwe zycie..ze tylko nam nic nie wychodzi..
….wymaga naprawde mocnych nerwow, a i tak, takie opowiesci …mozna miedzy Bajki wlozyc…;o))


Pozdrawiam WSZYSTKIE DZIECI...DUZE I MALE...;o))



© cpt.Roman Micinski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz