
© cpt.Roman Micinski
________________________________________________________
Zrodla atawistycznych checi czlowieka, od tego pierwotnego..do
wspolczesnego... do przebywania w poblizu spadajacej z wysokosci wody... sa
oczywiste.Podobnie jak wszystkie zachowania "krawedziowe" - wysuniete nad
przepascia skaly, wysokie drzewa, najwyzsze budynki,szczyty gor ,kaniony,mosty
nad przepascistymi korytami rzek i kanionami- sciagaly zawsze tlumy zadnych wrazen obserwatorow, czyli „desperados”
wykorzystujacych te miejsca do swoich niecnych ,tajemniczych obrzedow - od prob
wykonania spektakularnych zdjec.. do spektakularnych wyczynow,czesto ostatnich w
ich, „desperados” zyciu... Ostatnio - polski student ,w kanionie rzeki w
Chorwacji...
Wodospady wpisuja sie, podobnie jak przydomowy grill ,czy ognisko w lesie
(ups! Nie cwicz tego w domu , w lesie ,na lace,sawannie, szczegolnie w czasie suszy)- w liste
zachowan atawistycznych,(uporczywe wpatrywanie sie w ..kosc,ser,ogien i ..pchanie w niego reki-zeby sie sparzyc) ktorym nie sposob sie oprzec. I tak, jak
najwieksze, najlatwiej dostepne i
najslynniejsze z nich, w sposob zorganizowany,ba.. mocno komercyjny,
sciagaja z calego swiata tlumy turystow, tak te mniejsze, zagubione czesto w
niedostepnych,lub slabo dostepnych obszarach sawanny,buszu, czy w niedostepnych
przecietnemu turyscie, wysokich gorach, pozostaja jakby niedoceniane,nie
odkryte, lub zapomniane i ignorowane.Ogladajac tak popularne zdjecia tych
najwiekszych jak Niagara,czy Iguazu...

Komercyjne zdjecie ,komercyjnych wodospadow Iguazu, w porze deszczowej-granica Argentyny
i Brazyli, do rzeki Parany wpadaja wody rzeki Iguazu...4 kilometrowa wygieta w
luk kaskada o wysokosci od 60, do 80 mtr- swoim rozmiarem przekraczajac wymiary
slynnej Niagary.
,wodospady Victorii,czy coraz
latwiej dostepnemu, najwyzszemu na swiecie- Angels Falls w Venezueli, zawsze
zastanawialem sie... Kto upomni sie o te male,ktore np. w porze deszczowej
ambitnie, z wielkim szumem i wyrywajac drzewa z korzeniami, przedzieraja sie
przez busz,zas w czasach suszy.. ledwo tocza swe wody?.Wiec,pomimo trudnosci wypraw wymagajacych przedzierania sie do nich, czesto przez gesty busz..
trzeba sie tam wybrac..! ,

A przeciez tych najslynniejszych,najwiekszych najbardziej popularnych i skomercjalizowanych jest tak wiele,
wiec sa olbrzymia konkurencja dla tych mniejszych i
zapomnianych. Specjalne wycieczki, czy zorganizowane wyprawy dowioza Was do
miejsc w ktorych Natura ma tylko drugie slowo-obudowane kamiennymi schodami,
barami sieciowych fast foodow,oblatywane helikopterami
i oplywane szybkimi
motorowkami...traca ze swej naturalnej swiezosci..choc sa ciagle
majestatyczne..i przyciagajace...znane w milionach, podobnych do siebie zdjec.
Liste tych najwiekszych otwiera oczywiscie Angel Falls – bezprzecznie
najwyzszy na swiecie wodospad w Venezueli, z imponujacac 979 metrowa
wysokoscia.Tuz za nim plasuja sie, tez grubo ponad 900 metrowe, wodospady Tugela
w RPA(KwaZulu Natal) i peruwianski wodospad 3ch Siostr(Cataratas las tres
Hermanas)..i cala dluga lista 800 metrowych-w norweskich fiordach, USA,Kanadzie
i Nowej Zelandii.Nawet niewielka wysepka na Oceanie Indyjskim- Reunion (tuz
kolo Mauritiusa) -poszczycic sie moze 725 metrowa Kaskada( Trou de Fer).
Podobna, aczkolwiek w miniaturze,role atrakcji w innej,nieduzej Republiki
Bananowej ..Polski ;o(( odgrywaja nasze
tatrzanskie Wodogrzmoty Mickiewicza..choc
widocznie jeszcze za malo grzmia na to, co w tej Republice Prostego Banana sie
dzieje...ale jak mowilem w poprzednich postach - o polityce na Zabiore Was nie
rozmawiamy..choc wtrety same cisna sie ...na pioro... Bialego Orla..howgh! ;o))
Pod wzgledem ilosci turystycznych wizyt, przoduja oczywiscie te moze
niezbyt wysokie, ale majestatycznie wielkie...
w tym wymienione Iguazu ,Niagara i Victoria Falls na rzece Zambezi.
O powyzszych znanych i odwiedzanych mozna by bez konca..,zreszta wszystko
znajdziecie na Internecie...ale mnie zachcialo sie... Zabrac Was.... do tych kilku
mniejszych, choc nie mniej urokliwych, ale zagubionych, badz w buszu
Brazyli,czy gorach Escambray na Kubie, czy w ciagu rzeki Kelani na Sri Lance.
Europejskie siklawy ,nawet te
bardzo imponujace w Alpach (od Francji,przez Austrie,Szwajcarie ,po Wlochy),w
Norweskich Fiordach,Szwedzkich i Finskich skalistych gorach,Islandi i na wyspach
Owczych ..darowalem sobie, bo te sa stosunkowo latwo dostepne(chyba, ze leza tak
wysoko, ze tylko w zasiegu alpejskich wypraw wspinaczkowych) i napewno tam juz
byliscie..ups!
Kilka afrykanskich z kolei wodospadow, ktore udalo mi sie odwiedzic w Keni,Tanzani,....
i Kongo wpisaly mi sie w zyciorys zawodowy, przy okazji odbytych we wczesnej
mlodosci pierwszych afrykanskich safari...I mimo, ze pozniej do niektorych
wracalem, wrazenia z tych pierwszych, mlodzienczych , wykonanych w wieku okolo
20-25 lat wypraw... pozostaly niezatarte. Odgrywaja one istotna role w
zaopatrzeniu w wode nie tylko tzw. Game 4, czyli najwiekszych ssakow
kontynentu (slon, lew, nosorozec, hipopotam - na ktore z takim umilowaniem
przyrody..ups! przez wieki organizowano polowania ,a ostatnie dziesieciolecia ..klusowano),ale
woda z tworzacych je rzek,jest podstawa bytu miejscowej ludnosci i milionow
mniejszych zwierzat...Na zdjeciu sawannowy ( Kenia)wodospad w porze deszczowej.
Niestety zdjecia z tych miejsc,skupiajacych cale stada czesto ,na codzien
smiertelnych wrogow... u wspolnego wodopoju pod upadajaca woda wodospadow w
Afryce ..istnieja w postaci mocno
zniszczonych zebem czasu slaidow ORWO-COLOR-wymagajacych mnostwa dodatkowej
pracy, aby mogly byc opublikowane.
Do tych malych wodospadow, ktore odwiedzimy ,do tych zagubionych w buszu Brazyli,Venezueli ,Kuby czy
Cejlonu(Srilanki) dostanie sie jest juz jakims wyzwaniem-wymagaja nie tylko dobrej
logistyki, chocby z racji dysponowania bardzo ograniczonym czasem ,ale tez,przynajmniej poczatkowo, klasycznych srodkow transportu ,
lub transportu... ktorego chec do wspolpracy trzeba niemal wyprosic na kolanach,
a jeszcze po uzyciu, taki sprzet
dokladnie wykapac ;o))
Dostanie sie pod wodospad wymaga czesto przeplyniecie na druga strone
rzeki,
lub(jak w przypadku Kuby)znajomosci miejscowych zwyczajow... w zdobyciu np.
lodzi..(jesli chcesz ja wynajac ..musisz przybyc z wlasnym paliwem do
silnika..;o))
Zreszta jak sie okazywalo przy okazji kilku wypraw na Kubie - wieksza ilosc
plynu do chlodzenia zagotowanych i przeciekajacych chlodnic silnikow wynajetych
samochodow,przegrzanych w koncu, w nie, az tak wysokich gorkach... tez lezala w gesti wynajmujacego transport...czyli kienta.
Uwierzcie
mi,w zagubionych w gorach wioseczkach,zdobycie tychze plynow graniczy z
niemozliwoscia..w przeciwienstwie do np. rumu,ktory mozna sprobowac w kazdej
napotkanej chacie.Uzywac go jako silnikowego chlodziwa...jednak nie odwazylem sie, gdyz mogloby to zakonczyc sie spektakularnym ..BUM!;o))
Trzeba bylo,podobnie jak miejscowe zolwie i niebieskie tarantule u wodopoju, podchodzic do takich przeciwnosci losu, w dotarciu do celu... ze stoickim spokojem i mina pokerzysty..no coz taki to miejscowy ,kubanski folklor..
Dobrze, ze na Kubie,nad stoickim spokojem czlokow kazdej z wypraw – czuwal
,podarowany przez Kuby naczelnego Szamana Woo-doo tzw. MAGIC STICK - magiczny
kij, ktory sprowadzal dobra pogode, odstraszal weze i zmije, wogole czuwal nad
bezpieczenstwem pelnych przygod, wypraw...
Tak , na powyzszych zdjeciach znajdziecie kubanska zmije, ponoc jadowita, ponoc dosc
smiertelnie ;o)) –nie moge potwierdzic..nie sprawdzalem, gdyz zawczasu „wykryta”
przez Magic Stick ,bezpiecznie zniknela w lesnej sciolce.
Cudowny Kijek..przynosil rowniez tzw. traperskie szczescie w postaci
zobaczenia i sfotografowania rzadkich i trudnych do sfotografowania, bo bardzo
plochliwych ptakow- np KUKURUKUKU ( zdjecie znad Rio Negro..wyczekane w gestym
buszu, z palacym cialem, po ugryzieniach czerwonych(oj boli!) i czarnych (oj! bardzo boli!!)mrowek i..juz po zachodzie slonca).
...to moze chociaz na tych?
..no bo na tych,jakie gniazdo kolibra jest... kazdy juz widzi..
Kolibrom, wysiadujacym jaja,nad
niemozliwa bez sprzetu i lin...do pokonania skala,gdzie..praktycznie wiszac nad
przepascia na jednej rece, z jedna noga
ledwo zaczepiona na wystepie skalnym...prostym aparatem tzw. Glupkiem- udalo
sie zrobic powyzsze zdjecia. Dzialo sie to u wejscia do jaskini , skad
wyplywala rzeka zmieniajaca sie w szereg urokliwych kaskad...godzine drogi
przez busz w dol jej biegu..Caly poniesiony wysilek dla tego jednego..jedynego
naprawde udanego zdjecia...
Udajac sie na taka wyprawe,na podstawie iluzorycznych
wskazowek ludnosci miejscowej....”tak z godzine w te strone,tak wdluz
strumienia ,a potem pod szczytem trzeba jakos w prawo i tam juz bedzie ta
jaskinia..:..trzeba sie liczyc z tym, ze nic nie bedzie tak jak sie nam
wydaje.Dwie godziny..zajelo nam 4 godziny przedzierania sie przez busz w jedna strone..nie liczac dojazdu 80 km, w jedna
strone podrozy samochodem...z przegrzewajacym sie na byle wzgorku, silnikiem.
Na etapie przygotowan trzeba tez przewidziec, z kim sie
wyprawiamy na wyprawe ..inaczej polowe czasu spedzimy na przekonywaniu partnera, ze
napewno nie zbladzilismy, a z kazdego nawet najwiekszego buszu zawsze jest
droga wyjscia..moze nie zawsze na ta sama strone wyspy... Kuby ,ale wyjscie
jest!. Zreszta po drodze czeka tyle niespodzianek i ...premii lotnych , acz
ulotnych ;o)),
ze czasami warto sie dobrze zgubic, zeby bylo ciekawiej i trudniej sie
odnalezc...A po drodze tyle sie przeciez moze zdarzyc...
Jak juz na Kube trafilismy to kontynuujmy ... nie bede Was trzymal w
niepewnosci,tym bardziej, ze jeszcze Brazylia,Venezuela i Sri Lanka czekaja na
swoja kolej...wiec.. Powyzsze zdjecia to gory Escambraj ,ze swoimi lasami
deszczowymi, doplyw rzeki Rio Negro i..jej okolica.
Po drugiej stronie doliny,inna wyprawa i nie mniejsze wrazenia...Jak
mowilem wyzej - wyplywajaca z jaskini(tej z kolibrami) rzeka,po kilku kilometrach przedzierania
sie przez busz i w dol stoku,
odslania wpierw urocza, zielonkawa kaskade...do ktorej, ryzykujac poslig na zielonych od porostow kamieniach
..dostac sie nie bylo latwo,ale nie
moglem odmowic sobie wejscia…W koncu nie codziennie mozna poprosic kogos o
zrobienie takich zdjec..dobrze sie zlozylo, ze mialem kogo poprosic….gdyz czesto podobne wyprawy robilem solo...tylko z pomoca lokalsow..
Tutaj
wypada zrobic wtret z pisanych formul
BHP- nie cwicz tego sam… w domu tez! Zreszta cwiczenie tego samemu w kubanskim
lesie deszczowym , kilkadziesiat kilometrow od szpitala i wogole cywilizacji,
nawet w towarzystwie…powiedzmy…kolegi fotografa, tez nie jest zalecane…Ale
wtedy nie byloby zdjec do Zabiore Was…tak wiec z lekka taka niesmialoscia, lekkim
takim strachem i obrzydzeniem na lamanie
praw BHP w dzungli..zdjecia powyzsze udalo sie zrobic ;o))…
...aby pozniej, juz blizej dna doliny,okolo godziny drogi przez dzungle,od
niewielkiej wioski,ostatniej cywilizacji ludzkiej, odwiedzic kolejna kaskade,
tym razem czesc rzeki przedzierajaca sie( w czasie torentialnych deszczow po przejsciu
czestych tutaj karaibskich huraganow)..przez droge i juz latwiejsze w dostepie,
laki...
Tropikalny las deszczowy..pada co 15 minut z kazdego kierunku...
Tak to jeszcze do niedawna byla droga,lesna ,trzeba by powiedziec ,buszowa, ale czasami uzywana do komunikacji skracajacej droge przez gory…
tyle po niej
zostalo po przejsciu zaledwie jednego karaibskiego huraganu….moglismy pokonac ja
tylko pieszo zostawiajac samochod i czesc sprzetu… daleko w tyle.Ale to juz
byla kolejna wyprawa...
Osobnym ,ale nie mniej pieknym tematem sa kubanskie jaskinie,
wymyte przez miliony lat przez nawet te male, a w porze suchej calkiem
niepozorne wodospady, do niektorych z nich,tych blizej wybrzeza mozna dostac
sie tylko droga wodna , a dokladniej ..podwodna ( z dobrze zabezpieczonym
aparatem fotograficznym!), ale przejrzystosc wody,mimo, ze lekko czasami
posolonej( maja podziemne polaczenie z..morzem karaibskim,ba w niektorych
na wybrzezu mozna zobaczyc koralowe
ryby..przyplywajace tutaj , aby w slodkiej wodzie oczyscic organizm z
soli(sic!).

Ale wierzcie mi, wszelkie wysilki ,aby podwodna "droga" dostac
sie do tych pod-wodospadowych jaskin..sa warte widokow jakie tam zastaniemy...
Trzeba tez do takich miejsc kilka razy powrocic,zeby sie nimi nasycic i nie
przeoczyc szczegolow..a moze nawet zabrac ten zapach dzungli... (i sadzonki pasorzytujace ....na innych
roslinach)... ze soba..
A teraz moze inne wyprawy, inny czas
,kontynent, a dokladniej wyspa Cejlon( Sri Lanka) –pokonujac meandrujace wsrod
olbrzymich glazow, rwace rzeki ,oraz obserwujac zwierzeta majace niezla
zabawe z woda,przenosimy sie w inny swiat.Takie wyprawy przynosza calkowicie inne wrazenia.

Rzeka Kelani przedzierajaca sie przez gory, tworzy kaskade porozy ,nie zawsze latwa do przebycia...
Ale zaprzyjaznienie sie z miejscowymi ssakami..,
a ogolnie fauna i flora,
warte jest kazdego poswiecenia....
Przeniesmy sie ponownie w czasie i przestrzeni na inny kontynent – Ameryka
Poludniowa - a dokladniej Venezuela i Brazylia...
lub
motocyklem,
a swoje apogeum osiagaly w chmurze rozpylonej przez wodospad..mniejszy, lub
wiekszy...krystalicznej i chlodnej jak na tropik, wody.
Wyprawa, w tym konkretnym przypadku wymagala troche wiecej
poswiecen i kosztowala troche ..krwi , bolu obtartych kolan, po upadkach na
oslizglych, porosnietych porostami kamieniach…pomimo zalozenia lin poreczowych w
najtrudniejszych miejscach…
Darujmy sobie jednak bardziej drastyczne zdjecia tym bardziej,
ze nieugieci wojownicy,chwala sie co prawda bliznami ,ale momentow upadkow nie
ujawniaja. Na szczescie obylo sie bez ofiar i
swobodnych spadkow z naprawde wysokich skal ,wiec o drobnych, nawet
krwawych potknieciach… nie wspominajmy.
…Tym bardziej ze cel..wysoki na 82 metrow wodospad,bedacy
ciagle jeszcze dolna kaskada wyplywajacej z wysokich gor rzeki..osiagniety
zostal dopiero w drugiej polowie dnia. Ukazal sie nam wpierw przez korony drzew
,
, a chwile pozniej w calej okazalosci.
Czekalo nas co prawda jeszcze 50 minut wspinania sie po skalach w buszu,
aby osiagnac szczyt naszego wodospadu…ale niedosyt i tak pozostal…Na kolejne
1.5 godziny wedrowki,
aby osiagnac duzo mniejszy ,ale ciagle ponad 60 metrowej wysokosci kolejny
wodospad …juz nie starczylo nam czasu…Trzeba bowiem bylo, jeszcze tego samego
dnia ,najlepiej przed zachodem slonca...wrocic do cywilizacji, gdyz na
spedzanie nocy w buszu , ani checi, ani czasowe mozliwosci ..nikomu z nas, nie
pozwalaly. No coz
zawsze jest szansa na nastepny raz…trzeba tylko wyruszyc o te 3 godziny
wczesniej…
Zjazd
alpejka w takich warunkach-pelnego rozgrzania tropikiem i..wspinaczka, aby te
miejsce osiagnac,pomimo orzezwiajacego podmuchu kropel spadajacej wody , do
latwych nie naleza.Podobnie jak pod kazdym wodospadem,porosty na kamieniach sa
niesamowicie sliskie! Tym razem trudniejsze okazalo sie zwiniecie uzywanych do
zjazdu lin..bez ponownego,prawie godzinnego
przedzierania sie przez busz ..z powrotem na szczyt wodospadu.
Wreszcie po
wielu probach, liny sprytnie zalozone na tzw. “biegowo”, na pniach drzew i (w
jednym przypadku) naokolo kamienia na szczycie wodospadu.. odpuscily opory i daly sie
sciagnac na dol i tam spakowac do przeniesiena z powrotem do “cywilizacji”.
I jak to
zwykle - pod wodospadem czekala nagroda za calodzienny trud, przy tym i
praktycznie kazdym wodospadzie ,po nasyceniu sie ich calym majestatem i
uroda,nagroda dodatkowa jest zawsze kapiel w jeziorku wybitym spadkiem
krystalicznej wody u jego stop.
Przyroda
zawsze zaskakuje przy takich wyprawach, to jest jak powrot do przeszlosci, w
coraz to nowych odslonach,bez wzgledu na to ile razy wedrowalo sie przez busz,
czy sawanne - za kazdym razem odkrywa sie cos nowego,przyroda dzieli sie z Wami
swoimi tajemnicami nie odrazu,za kazdym razem spotykasz juz znane i odkrywasz
jej nowe oblicza…Moze to jest tak jak z wchodzeniem do znanej sobie rzeki?... za kazdym razem wchodzisz do innej…A
moze to po prostu twoja percepcja ewoluuje i uczysz sie patrzec tak …zeby
widziec…
Teraz juz teraz napewno wiecie ,ze nie chodzilo tutaj, w tym poscie ...o lanie wody... z wiekszej wysokosci,choc tej bylo tez przyznacie ups!- nie malo, nie chodzilo nawet o przepiekne wodospady zagubione w
dzungli...chodzilo o pretekst ...Zabiore
Was..tam gdzie dzungla... gdzie woda...gdzie NATURA jeszcze nie skalana
obecnoscia czlowieka...Podobalo sie Wam ? ... Wiec komu, w kontekscie niszczenia
polskich puszcz, nawet tych scisle prawem chronionych jako Narodowe Parki,czy
wycinanie co do pnia Amazonskiej dzungli...czy wypalania lasow Syberi...ich
Naturalny stan przeszkadza ??? Czemu???
© cpt.Roman Micinski